Chodzi o setkę nastolatków i młodych mężczyzn (wszyscy twierdzą, że są nieletni), którzy nie zostali zarejestrowani w czasie trwającej trzy dni od poniedziałku ewakuacji "dżungli". W związku z brakiem rejestracji nie trafili do autokarów, którymi wywieziono z obozowiska ponad 4,5 tys. osób - głównie z Sudanu, Erytrei i Afganistanu, by je rozlokować w ośrodkach w całej Francji. Nie zostali też przyjęci do istniejącego na miejscu tymczasowego ośrodka, w którym stworzono 1,5 tys. miejsc dla nieletnich.
"Przyszli pierwszego dnia i powiedziano im, by wrócili jutro. Wrócili jutro i czekali w kolejce, aż im powiedziano, by wrócili kolejnego dnia. Kolejnego dnia już nikogo nie było, a im nie zaproponowano żadnego rozwiązania" - mówiła Margot z dobroczynnej organizacji pozarządowej L'Auberge des Migrants.
Setka migrantów znalazła tymczasowe schronienie w pobliskim kościele i meczecie; potem spali w prowizorycznych schronieniach na obrzeżach "dżungli", do której po całkowitym opróżnieniu z migrantów wszedł już ciężki sprzęt budowlany.
ONZ wezwała w piątek Francję, by tym, którzy wciąż przebywają na pozostałościach "dżungli", zapewniła "odpowiednie schronienie". W szczególności wskazała na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa dzieciom, zanim obozowisko zostanie ostatecznie zamknięte.
Także Wielka Brytania, która była celem wszystkich mieszkańców obozowiska pod Calais, zażądała w czwartek od Francji zapewnienia opieki nad nieletnimi. W odpowiedzi rząd w Paryżu wezwał Wielką Brytanię, by przyjęła tych, którzy chcą być przetransferowani do Wielkiej Brytanii, najczęściej w ramach łączenia rodzin. Unijne prawodawstwo zawiera przepisy, które to umożliwiają.