Prokuratura Okręgowa w Warszawie chce zablokować konto w serwisie Facebook, na którym Zbigniew Stonoga publikuje akta z afery podsłuchowej. Tymczasem kontrowersyjny biznesmen udostępnia kolejne dokumenty, tłumacząc, że już wcześniej pojawiły się one na serwerach w Chinach.

Prokurator Przemysław Nowak poinformował, że rozpoczęte w związku z publikacjami śledztwo dotyczy udostępniania, a nie wycieku akt. Wyjaśnił, że legalny dostęp do akt sprawy dotyczącej nielegalnych nagrań polityków i biznesmenów w warszawskich restauracjach miało wiele osób, będących stronami w postępowaniu. To też podejrzani, pokrzywdzeni i ich pełnomocnicy.

Prokurator przyznał, że nie ma pewności, czy jednak nie doszło do nielegalnego wycieku akt z postępowania, ale tę wersję uznał za mniej prawdopodobną.

Zbigniew Stonoga zapowiada, że upubliczni na swoim profilu na Facebooku wszystkie tomy akt ze śledztwa w sprawie afery podsłuchowej. Stonoga na konferencji prasowej przed Sejmem powiedział, że otrzymał informację o umieszczeniu tych dokumentów na chińskich serwerach, a sam tylko opublikował część z tych akt - około jednej czwartej. Dodał, że jest upartym człowiekiem i zamierza umieścić na swoim profilu całość akt - 28 tomów czyli łącznie 72 tysiące stron.

Zbigniew Stonoga powiedział, że umieścił akta na swoim koncie w Facebooku ze względu na dobro publiczne. Uważa, że nie jest winny, ale prokuratura tak go traktuje. Wyjaśnił, że nie został przez prokuraturę przesłuchany, a więc nie miał możliwości w sposób procesowy wyjawienia lub odmowy wyjawienia, skąd ma akta sprawy.

Ostro o obecnym skandalu mówił marszałek Sejmu. Radosław Sikorski powiedział, że trudno mieć wiarę w postępowanie, gdy wyciekają dane z aktami. Polityk podkreślił, że liczył na to, iż prokuratura ukarze winnych nielegalnego nagrywania i publikowania danych w sposób przestępczy. "Tymczasem mamy kolejne wycieki, to jest demolowanie instytucji państwa" - zaznaczył Sikorski. Marszałek dodał, że ma nadzieję na to, że prokurator generalny po rozmowie z koordynatorem do spraw służb podejmie energiczne działania w tej sprawie.
Zdaniem marszałka Sejmu to nie koniec tego typu sytuacji, "bo słyszy się o taśmach, którymi niektórzy próbują handlować na mieście". Sikorski przypomniał, że przestrzegał przy pierwszych wyciekach, że zmierzamy do społeczeństwa inwigilacji totalnej i niszczenia instytucji demokratycznego państwa. "Zapewne komuś na tym zależy" - stwierdził Radosław Sikorski.

Z kolei były minister sprawiedliwości Marek Biernacki z PO, obecnie szef sejmowej speckomisji stwierdził, że ujawnienie akt spowolni wyjaśnianie afery podsłuchowej.
Poseł zwołał na przyszły czwartek posiedzenie sejmowej komisji do spraw służb specjalnych. Zaproszono na nie prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta.


W związku z sytuacją PiS ponawia apel o powołanie komisji śledczej. Projekt PiS czeka na rozpatrzenie przez Sejm od września ubiegłego roku. Jutro posłowie mają rozstrzygnąć o uzupełnieniu porządku obrad o ten punkt.

Szef Klubu Parlamentarnego PiS Mariusz Błaszczak uważa, że zamiast przeprowadzać głosowanie, marszałek Sikorski powinien sam podjąć decyzję o przeprowadzeniu pierwszego czytania projektu uchwały. Przypomniał, że były premier Donald Tusk zapewnił Sejm, że informacja na temat afery będzie przedstawiona do końca września ubiegłego roku.
Według Mariusza Błaszczaka, sam fakt wycieku akt nie jest rzeczą dobrą ale istotniejsza jest ich treść, która jego zdaniem świadczy o patologii władzy i kompromituje jej przedstawicieli.

Zgodnie z wnioskiem PiS, komisja śledcza miałaby zbadać działania służb specjalnych, policji oraz członków Rady Ministrów i osób im podległych odpowiedzialnych za nadzór i koordynację pracy tych instytucji i organów w związku z ujawnionym przez tygodnik "Wprost" w wydaniu z 16 czerwca 2014 r. procederem nagrywania urzędników, polityków oraz przedsiębiorców od lipca 2013 do czerwca 2014 roku w warszawskich restauracjach Sowa i Przyjaciele, Amber Room i Osteria a także w innych miejscach.
Naczelna Rada Adwokacka wyraża zaniepokojenie w związku z wyciekiem danych osobowych w opublikowanych dziś materiałach ze śledztwa. Adwokaci podkreślają, że upublicznienie tych materiałów nie ma nic wspólnego z wolnością słowa.

W przyjętej dziś uchwale prezydium Rady zwraca uwagę, że zasada zachowania poufności danych osobowych powinna być zasadą nienaruszalną, przestrzeganą przez wszystkich uczestników życia publicznego, a szczególnie przez służby prowadzące śledztwo.

Prezydium NRA przypomina również o ciążącej na adwokatach tajemnicy zawodowej.

Publikacja tego materiału to złamanie prawa - mówi zastępca Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych Andrzej Lewiński. Wyjaśnia, że chodzi o artykuł 49. ustawy o ochronie danych osobowych. Mówi on, że kto bezpodstawnie przetwarza dane zwykłe podlega karze do lat dwóch, a w przypadku danych wrażliwych do lat trzech.
Andrzej Lewiński dodał, że obowiązków nie dopełnił też administrator instytucji, która dane osobowe zebrała. W tym przypadku chodzi o prokuraturę. Zastępca GIODO mówi, że odpowiedzialność jest podwójna. Wyjaśnia, że myśl artykułu 51 winę ponosi administrator, który należycie nie zabezpieczył danych oraz osoba, która dane udostępniła.
Andrzej Lewiński przyznał, że biuro GIODO samo niewiele może w sprawie wycieku danych osobowych zrobić. Najpierw zapytamy prokuraturę o przebieg postępowania, potem dołączymy się z wnioskiem dotyczącym odpowiedzialności z zakresu ochrony danych osobowych - powiedział.