"Janukowycz, gdy minister Sikorski go ratował, był już żywym trupem, opuszczony przez swoich moskiewskich mocodawców. Moskwa zrezygnowała ze swej kukły i nie mam pojęcia dlaczego inna moskiewska kukła, czyli pan Sikorski, uczestniczył w takiej szopce" - stwierdził w rozmowie z NaTemat.pl poseł PiS Stanisław Pięta.

"Prezydent Ukrainy był już wtedy porzuconym misiem, bo jego moskiewscy szefowie zrezygnowali już wtedy z popierania go. Janukowycz i jego otoczenie zabrnęło w ślepą uliczkę, strzelając do ludzi. Nie w obronie własnej, nawet nie na postrach, tylko strzelali, by zabić. Przypomnę, że wielu Ukraińców na Majdanie nie zginęło na barykadach, tylko wewnątrz budynków, zabijani przez snajperów z zimną krwią. I kogoś takiego minister Sikorski jedzie bronić i grozi ludziom, których przyjaciele właśnie zginęli na Majdanie. Groził, że zostaną zabici, jeśli nie podpiszą tego bezwartościowego świstka papieru. To po prostu żenujące. Minister Sikorski powinien podać się do dymisji. To, że mamy kogoś takiego w rządzie, jest obrzydliwe. To samo zresztą można powiedzieć o prezydencie Komorowskim, który też bronił bandyty Janukowycza. To zdumiewające" - dodał Pięta dla NaTemat.pl.

W trakcie debaty parlamentarnej nad sytuacją na Ukrainie wszystkie kluby deklarowały jedność i solidarność w działaniu. Politycy PiS szybko jednak przestali respektować to porozumienie. Po negocjacjach ministrów spraw zagranicznych Niemiec, Francji i Polski z prezydentem Janukowyczem i opozycją, na głowę Sikorskiego posypały się gromy. Chodzi o wypowiedź nagraną przez jedną z kamer. Sikorski powiedział do przedstawicieli opozycji: "Jeżeli tego nie zrobicie, będziecie mieli stan wojenny i wojsko na ulicach. Wszyscy będziecie martwi".