Drogie prezenty to w świecie polityki norma. Posłowie jednak rzadko rozliczają się z takich wstydliwych podarków. Najbardziej sumienny w tej kwestii jest Ryszard Kalisz - przekonuje Wprost.pl

"Wśród 460 posłów tylko niektórzy uzupełnili o jakiekolwiek informacje druki rejestru korzyści, złożone na początku kadencji" - dowiadujemy się z Wprost.pl. Do rejestru trafić powinny m. in. informacje o aktywności posłów we władzach organizacji pozarządowych, o pracy małżonka, o dodatkowych źródłach pieniędzy, o wyjazdach finansowanych ze źródeł innych niż własna kieszeń, oraz o wszelkich prezentach, których wartość jest wyższa niż połowa najniższego wynagrodzenia.

Według Wprost.pl przykładem w tej kwestii świeci Ryszard Kalisz, który pod względem wpisywania takich informacji jest rekordzistą. Od 8 listopada 2011 roku, kiedy rozpoczął kadencję wpisał się do rejestru siedem razy. "W grudniu 2011 wpisał honorarium (5392 zł) za udział w sprawie przed sądem arbitrażowym oraz pobyt w Berlinie na koszt Fundacji Eberta, w lutym 2012 wpisał 3000 zł za wykład od „House od Diplomacy”, a także kolejne honorarium (2204 zł) za rozprawę przed sądem arbitrażowym, w kwietniu 2012 roku odnotował wynagrodzenie za wykład w Wyższej Szkole Menadżerskiej w Legnicy (5000 zł) i wynagrodzenie za udział w programie telewizyjnym (700 zł), w lipcu 2012 roku wpisał honoraria za wykłady w Uczelni Łazarskiego (910 zł) i Wyższej Szkole Studiów Międzynarodowych w Łodzi (1820 zł), w lutym 2013 roku dodał 1000 zł za udział w programie telewizyjnym" - wymienia serwis.

Drugim wyjątkiem w świecie polityki jest Radosław Sikorski. Do rejestru szef polskiej dyplomacji wpisał m. in. długopis Mont Blanc od prezesa klubu Górnik Donieck, pióro od Janusza Palikota, którym Lech Kaczyński podpisywał Traktat Lizboński, dywan od ministra energetyki Afganistanu, portret Radosława Sikorskiego od Mudżahedinów, zegarki od kolegów z pracy na urodziny, wazę od ministra spraw zagranicznych Chin.