Odwaga i determinacja sędziego Igora Tulei, który odważył się wystąpić sam przeciwko wszystkim i powiedzieć, co wyczytał w tych dokumentach w moim odczuciu zasługuje na pełne uznanie – mówiła w Radiu ZET Ewa Kopacz, komentując ustne uzasadnienie wyroku w sprawie doktora Mirosława G., w którym sędzia porównał metody CBA stosowane w tej operacji do metod stalinowskich. - Natomiast to co się wydarzyło potem, kiedy zlustrowano całą jego rodzinę jest obrzydliwością. Nie boję się tego słowa, to jest obrzydliwość. Po to tylko, żeby pokazać, że jest to człowiek gorszego sortu. Dlatego, że był odważny – dodała marszałek Sejmu.

Marszałek Sejmu oceniła, że lustracja rodziców Igora Tulei ma tyle sensu, co wyrzucanie ze szkoły dzieci złodziei. – Mamy w szkole dzieci. Gdyby nie daj Boże znalazłoby się tam dziecko, którego rodzic z takiego czy innego powodu trafił do więzienia, to należy go izolować, bo on też będzie miał skłonność do kradzieży samochodów? Dla mnie to graniczy z absurdem – stwierdziła Kopacz.

Jednak kiedy Monika Olejnik zapytała, czy sędzia Tuleya powinien wycofać się z rozstrzygania w sprawach lustracyjnych, ponieważ jego matka pracowała dla SB, Ewa Kopacz powiedziała, że „warto by sprawdzić, czym dokładnie jego mama się zajmowała”. – Teraz, kiedy to już wszystko nabrało takiego rozpędu. – uściśliła.

- To jest próba zastraszenia sędziego? – zapytała Monika Olejnik.

- To jest pokazanie, co może nas czekać, jeśli ci, którzy mają obsesję sprawdzania do któregoś pokolenia, doszliby do władzy. Mają tę swoją obsesję, nie dowierzają, wszystkich traktują jako ludzi, którzy muszą mieć w genach coś złego, choćby tylko dlatego, że rodzice zajmowali się taką czy inną rzeczą – odpowiedziała marszałek Sejmu.