Tomasz Adamek po bardzo wyrównanej walce i kontrowersyjnym werdykcie pokonał na punkty (116:112, 115:112 i 113:115) Amerykanina Steve'a Cunninghama na gali w Bethlehem w stanie Pensylwania. To było 48. zwycięstwo Polaka na zawodowym ringu przy dwóch porażkach.

Stawką pojedynku było drugie miejsce w rankingu IBF i mało znaczący tytuł tej federacji - mistrza Ameryki Północnej, należący do Adamka. Jeśli w przyszłym roku Polak pokona lidera rankingu IBF Bułgara Kubrata Pulewa, otrzyma szansę walki o mistrzostwo świata z Władimirem Kliczką.

Adamek miał sporo problemów z lżejszym o dziewięć kilogramów i dysponującym dłuższym zasięgiem ramion Amerykaninem. Do ich poprzedniego starcia doszło cztery lata temu (11 grudnia 2008). Po 12 rundach Polak wygrał niejednogłośną decyzją sędziów - dwóch z nich widziało zwycięstwo Adamka, a jeden Cunninghama. W sobotę werdykt był taki sam, choć słynny anonser Michael Buffer w pierwotnej wersji ogłosił remis.

Słysząc to Cunningham był niezwykle zaskoczony. Tym bardziej zszokowała go decyzja arbitrów o jego porażce.

Noszący ringowy przydomek "USS" skupił się na defensywie i skutecznych kontratakach, z czym zupełnie nie radził sobie pochodzący z Gilowic pięściarz. Wraz z przybranymi kilogramami stracił dawną szybkość. Co prawda kilkukrotnie trafił rywala mocnymi lewymi i prawymi sierpowymi, ale Cunningham nawet się nie zachwiał.

"Uderzyłem kilka razy prawą ręką, ale Steve nadal stał. Dwa razy go zamroczyłem, ale on sprytnie klinczował. Natomiast jego ciosów nie odczułem. Nie patrzę już na tę walkę, ale na to, co czeka mnie w przyszłości. W boksie wszystko jest możliwe i być może kolejną walkę z Pulewem stoczę w Polsce" - powiedział Adamek tuż po pojedynku na antenie stacji Orange Sport.

Dla Cunninghama była to dopiero druga walka w wadze ciężkiej, ale postawił trudne warunki Adamkowi. Ten przyspieszył dopiero w końcówce walki czując, że przegrywa pojedynek na punkty.

Dla sędziów natomiast walka była bardzo trudna do oceny. Adamek co prawda był stroną atakującą, jednak to jego rywal był sprytniejszy i wyprowadził więcej celnych ciosów. "Góral" natomiast nie potrafił skrócić dystansu i zadawał pojedyncze ciosy. Z pewnością zabrakło kombinacji uderzeń, którymi imponował w ich pierwszym pojedynku. Wówczas dzięki efektownym akcjom trzykrotnie posłał Amerykanina na deski. Teraz był daleki od tego.