TVN24 dotarła do dokumentów z których wynika, że na torze pod Szczekocinami koło Zawiercia, gdzie doszło do tragicznego wypadku, zaledwie kilka minut przed katastrofą pojawiły się dwie usterki: jedna dotycząca zwrotnicy i druga związana z semaforem. Zapisy w kolejowych dokumentach pokazują, że dyżurny ruchu ze Starzyn powinien wiedzieć, że jedna ze zwrotnic nie działa.

TVN24 dotarła do księgi wypadków i incydentów kolejowych dla IZ Kielce, linii nr 64 za okres 30.11.2011 - 03.03.2012. Zawiera ona zestawienie usterek urządzeń sterowania ruchem kolejowym na linii 64 (odcinek Kozłów - Starzyny) od momentu uruchomienia posterunku odgałęźnego Sprowa (30.11.2011).

Z zapisów kolejarzy wynika, że w dniu katastrofy o godzinie 20.40 na posterunku Starzyny pojawiła się usterka. Może to oznaczać, że dyżurny ruchu ze Starzyn wiedział, że jedna ze zwrotnic nie działa, ale nie mógł jej przełożyć tak, aby jednak nie doszło do wypadku.

W dokumencie, który publikuje TVN24, można też przeczytać, że do kolejnej usterki doszło o godzinie 20.48 na posterunku Sprowa, gdzie wygasł sygnał zezwalający na jazdę i podano tzw. sygnał zastępczy.

Dalsza lektura dokumentu pokazuje, że tylko w ostatnim miesiącu do podobnych usterek na odcinku Kozłów-Starzyny dochodziło kilka razy.