Była premier Ukrainy, opozycjonistka Julia Tymoszenko będzie odbywać karę 7 lat pozbawienia wolności w zwykłym więzieniu - oświadczył w środę przedstawiciel ukraińskiej służby penitencjarnej Ihor Andruszko.

Obrońcy praw człowieka ostrzegali wcześniej, że na Ukrainie nie ma więzienia, w którym można by umieścić osobę znającą tyle tajemnic państwowych, co Tymoszenko.

"Mamy specjalne placówki dla osób, które pracowały w organach milicyjnych, popełniły przestępstwo i zostały skazane na kary więzienia. O więzieniach dla wysokich urzędników państwowych ukraińskie prawo nie wspomina" - odpowiedział na te ostrzeżenia Andruszko.

Funkcjonariusz poinformował jednocześnie, że Tymoszenko z pewnością nie będzie odbywać kary w obwodzie kijowskim, gdyż nie ma tu więzienia dla kobiet.

"Gdy wyrok w sprawie byłej premier się uprawomocni, placówkę, w której zostanie osadzona, wyznaczy odpowiedzialna za to komisja państwowej służby penitencjarnej" - powiedział.

"W areszcie śledczym panują znacznie gorsze warunki niż w więzieniu"

Wcześniej ukraiński obrońca praw człowieka Dmytro Grojsman uprzedzał, że ze względu na posiadaną przez Tymoszenko wiedzę umieszczenie jej w zwykłym więzieniu jest niemożliwe. Działacz podkreślał też, że była premier nie może także odbywać kary w areszcie śledczym, gdyż naraziłoby to władze na zarzuty o łamanie jej praw.

"W areszcie śledczym panują znacznie gorsze warunki niż w więzieniu" - wyjaśniał.

Wyrok wobec Tymoszenko zapadł 11 października. Została ona skazana za nadużycia przy zawieraniu kontraktów gazowych z Rosją w 2009 r. Prócz kary pozbawienia wolności była premier otrzymała trzyletni zakaz zajmowania stanowisk państwowych. Sąd nakazał jej ponadto wypłacenie państwowej firmie paliwowej Naftohaz Ukrainy odszkodowania w wysokości 1,5 mld hrywien (ok. 600 mln złotych).

Przeciwko uwięzieniu Tymoszenko wystąpiła Unia Europejska, która uważa, że była premier została ukarana za decyzje o charakterze politycznym, za co powinni osądzić ją wyborcy, a nie sąd.