- Czym zaskoczyli pana blogerzy?
Jerzy Stuhr: - Chyba dojrzałością. Nie przypuszczałem, że te blogi to takie dojrzałe rzeczy w dziedzinach, którymi ich autorzy się pasjonują. W tych, które w jakimś stopniu zahaczały o literaturę, dostrzegłem dużą dbałość o formę. Język był czasem bardzo zindywidualizowany, ale staranny. Byłem bardzo mile zaskoczony powagą, z jaką blogerzy traktują swoje wypowiedzi. Uroczystość wręczenia wyróżnień w konkursie Blog Roku jeszcze bardziej potwierdziła, że to dla nich bardzo ważne święto. Blogerzy - trochę tak jak my, artyści - decydują się opowiedzieć o sobie innym ludziom.
- Do tej pory z czym panu się kojarzył internet?
J.S.: - Drażnił mnie niechlujstwem. Kojarzył się z pisaniem tego, co ślina na język przyniesie i nieprzemyślanymi opiniami. A teraz widzę, że są to rzeczy, które mogą czasami pomóc nawet profesjonalistom. Gdybym dzisiaj pisał scenariusz o młodych ludziach, to łopatami - mówiąc metaforycznie - czerpałbym z języka niektórych internautów, aby stworzyć postać, która miałaby mówić określonym językiem.
- Blogi to prawdziwy obraz życia?
J.S.: - To samo życie. Czasami internauci zdecydowali się opowiedzieć bardzo poważne sprawy w swoich blogach. Często w sposób bardzo wzruszający. Wydaje mi się, że jak ktoś opowiada np. o swojej ciężkiej chorobie, to w jakiś sposób pomaga innym. Bez kozery dzisiaj się mówi "mów o chorobie, mów o niej głośno". Jeśli ktoś się utożsami z czyjąś walką z chorobą, to mu to pomaga w walce z własnymi trudnościami. Tak podchodziłem do czytanych przeze mnie blogów.
- Czy po tych lekturach sam zdecydowałby się pan na bloga?
J.S.: - Nie. Za stary już jestem i nie mam na to czasu. Poza tym, cóż ja innego robię całe życie? Opowiadam ludziom o sobie. Wprawdzie nie blogiem, ale ze sceny i z ekranu. To samo robię.
Rozmawiała: Jagoda Mytych