Według ministerstwa spraw wewnętrznych w sobotę na ulice w całym kraju wyszło 28 tysięcy osób, przy czym rok temu, kiedy narodził się oddolny ruch protestu "żółtych kamizelek", demonstrowało 280 tys. ludzi.
Nieformalni liderzy ruchu szacują, że w sobotę w całej Francji manifestowało ok. 40 tys. osób. W Paryżu, który był areną brutalnych zajść manifestantów i policji, protestowało 4,7 tys. osób.
Francuskie służby oceniają, że za podpalaniem samochodów, zniszczeniem centrum handlowego i siedziby banku HSBC na Place d'Italie w Paryżu oraz za konstruowaniem płonących barykad na ulicach stolicy stoi ok. 300 zamaskowanych przedstawicieli skrajnych i anarchistycznych organizacji, określających się jako Black Blok. Manifestanci wdarli się również do centrum handlowego Les Halles w centrum miasta, gdzie rzucali na kupujących i turystów metalowe pręty.
Skala przemocy stosowana przez demonstrantów była zaskoczeniem dla wielu komentatorów.
Minister sprawę wewnętrznych Christophe Castaner wyraził "zaniepokojenie przemocą" stosowaną w sobotę przez uczestników protestów.
Szefowa skrajnie prawicowej partii Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen oświadczyła, że "rząd pozwolił użytecznym idiotom niszczyć i atakować policję i strażaków". Oskarżyła rząd o bezczynność i dopuszczenie do protestów "użytecznych idiotów" i Black Block. Le Pen za niedopuszczalne uznała zniszczenie przez zamaskowanych sprawców pomnika bohatera II wojny światowej, marszałka Alfonsa Juina, który odszedł z wojska w 1962 r. w proteście przeciwko przyznaniu niepodległości Algierii. Juin oskarżany był o przymykanie oczu na przemoc, której dopuszczali się francuscy żołnierze w Afryce Północnej.
Francuski socjolog Jean-Francois Amadieu wskazał na antykonsumpcyjne i antykomercyjne postulaty "żółtych kamizelek". "Rok temu +żółte kamizelki+ chciały konkretów: niższych podatków i poprawy sytuacji najbiedniejszych. Dziś ruch domaga się realizowania bardziej politycznych postulatów: referendów, większej sprawiedliwości społecznej oraz mniej konsumpcjonizmu w życiu społecznym" – zauważył Amadieu. Stąd też ataki Black Blok i części "żółtych kamizelek" na centra handlowe, banki czy, w przeszłości, restauracje McDonald’s.
Podczas sobotnich protestów atakowani byli strażacy, którzy gasili pożary i interweniowali podczas zamieszek wywołanych przez manifestantów. Dwóch strażaków zostało poważnie rannych.
Lider skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej Jean-Luc Melenchon nazwał interweniującą policję "rządową milicją, która dokonuje prowokacji".
Kanał telewizyjny CNews pokazał zdjęcia z akcji francuskiej policji, która używała przemocy wobec osób starych, niepełnosprawnych i kobiet. Grupa policjantów przemieszczała się po Paryżu na motorach, interweniując w różnych dzielnicach miastach, wyciągając z grup demonstrujących "żółtych kamizelek" pojedyncze osoby, legitymując je.