Po zamordowaniu prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza kraj ogarnęła atmosfera żałoby. Posłowie różnych opcji politycznych już po zamachu pozwolili sobie na brutalne, pełne jadu komentarze. Paradoksalnie uważam jednak, że powinniśmy być tym, ludziom za to wdzięczni. Dzięki nim możemy pozbawić się złudzeń. Śmierć Pawła Adamowicza niczego w polskiej polityce nie zmieni.
Strona pisowska twierdzi, że nie ma nic wspólnego z zabójstwem prezydenta Gdańska. Ta sama strona nie ma wątpliwości, że za śmierć działacza PiS Marka Rosiaka w 2010 r. w Łodzi odpowiada atmosfera nienawiści, za którą winę ponosi Platforma Obywatelska. Elementarna logika podpowiada, że trzeba być wyjątkowym – pisowskim – hipokrytą, żeby widzieć związek PO ze śmiercią działacza PiS i nie czuć się w najmniejszym stopniu odpowiedzialnym za zamach na prezydenta Adamowicza.
Strona opozycyjna – na razie co prawda półgębkiem – twierdzi, że kampania nienawiści rozniecana przez PiS doprowadziła do tragedii w Gdańsku, ale nie poczuwa się do jakiejkolwiek winy za tragedię z 2010 r. I znów trzeba być wyjątkowym – opozycyjnym tym razem – hipokrytą, aby nie poczuwać się do winy za zbrodnie swojego zwolennika, a równocześnie nie mieć wątpliwości, że za zabójstwo prezydenta Gdańska odpowiada druga strona.