- Nasza kultura polityczna jest na niskim poziomie i nawet tak straszna zbrodnia nie zmieni jej z dnia na dzień - mówi w wywiadzie dla DGP prof. Antoni Dudek, politolog.
Jakie będą polityczne konsekwencje zabójstwa prezydenta Adamowicza?
Pytanie jest proste. Odpowiedź trudna. Najwięcej zależy od Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższego otoczenia oraz wyników badań społecznych. Kierownictwo PiS będzie chciało ustalić, czy Polacy w jakiejś części obciążają za ten czyn obóz rządzący i jego propagandę czy nie. Takie oskarżenia o częściową odpowiedzialność już pojawiły się ze strony niektórych polityków opozycji, a zwłaszcza wspierających ich publicystów. Jeśli kilka procent wahających się w sympatiach politycznych Polaków podzieli ten pogląd, to może to przesądzić o wyborczym wyniku. Dlatego, jeśli takie wahnięcie poglądów zostanie zauważone przez PiS, to przesądzi to o zmianach w telewizji publicznej. Na razie ich nie widać, co można było zobaczyć w wydaniu „Wiadomości” z dnia śmierci prezydenta Adamowicza. Kierownictwo PiS będzie starało się ocenić, czy ta sprawa im zaszkodzi – jeśli tak, to spodziewam się korekty retoryki rządowej.
A zaszkodzi?
Nie potrafię tego oszacować. Zależy, czy ta sprawa zostanie uznana za mord polityczny.
Czy zatem był to mord polityczny?
Nie uważam tego za czyn spełniający moją definicję mordu politycznego. Choć oczywiście są przynajmniej dwie definicje. Pierwsza, że każde zabójstwo polityka jest mordem politycznym. I w takim szerokim znaczeniu można tak powiedzieć o tym zabójstwie. Jednak dla mnie mordem politycznym jest czyn, który w oczywisty sposób ma podłoże polityczne. A tu sprawca nie prowadził działalności politycznej, tylko rabunkową i do tego był podobno schizofrenikiem. Motywów jego działania dopatrywałbym się zatem w sferze, którą zajmuje się raczej psychiatria, a nie politologia. Ale to zabójstwo oczywiście ma nieuchronnie także swój kontekst polityczny. Niektórzy politycy opozycji ulegli już pokusie i obciążają PiS moralną odpowiedzialnością za tę śmierć z powodu nagonki na Adamowicza. Faktycznie widać ją było przez lata w telewizji rządowej. Jednak pytania, czy zabójca to oglądał i tym nasiąkł? A może prezydent Gdańska zginął, bo był najbardziej znaną osobą pozostającą w zasięgu paranoika?
Kwestia oceny tego wydarzenia będzie kryterium podziału politycznego?
Mamy dwie spolaryzowane grupy. Pierwsza z nich uważa, że to był mord polityczny, co utwierdza ją w przekonaniu, że PiS odpowiada za wszystko, co złe w Polsce. I mamy elektorat PiS, który uzna to za przykry incydent, nie mówiąc już o tej jego części, która nie wahała się hejtować w internecie ofiary tej zbrodni. Decydujące będzie znaczenie opinii tej wahającej się części społeczeństwa.
Jak ocenić decyzję premiera o powierzeniu funkcji komisarza Gdańska wiceprezydent tego miasta, bliskiej współpracowniczce Pawła Adamowicza?
To decyzja, która ma łagodzić nastroje. Gdyby wyznaczono Kacpra Płażyńskiego czy innego kandydata PiS, to zostałoby to odebrane w Gdańsku jako wykorzystywanie sytuacji i stało się podstawą do olbrzymiej krytyki PiS. To decyzja szanująca wynik wyborów. Po zachowaniach czołowych polityków PiS widać zresztą obawę o skutki całej sytuacji, stąd duża powściągliwość.
Opozycja także zachowuje się w stonowany sposób. Czy to może przełożyć się na trwały scenariusz obniżenia napięcia politycznego?
Aż takim optymistą bym nie był. Najwyżej nie będzie ono eskalowało. Widzę dwa możliwe scenariusze. Albo utrzymamy poziom napięcia politycznego, jaki mieliśmy do tego morderstwa, albo też niestety będzie ono nadal rosło. Lepiej nie będzie, bo PiS musiałby się znacząco cofnąć. To zaś będzie możliwe, tylko gdyby w sondażach zobaczył potężny spadek, czego się nie spodziewam. Przyszłość będzie też zależna od tego, jak bardzo partia rządząca będzie teraz atakowana i jak się zachowa opozycja. Znaczenie będzie miał też przebieg pogrzebu, kto na nim będzie przemawiał i co powie. Wreszcie, jakie będą kolejne publiczne wypowiedzi, gdy minie żałoba. Gdy słucham dziennikarzy i publicystów związanych z obozem liberalnym, to u części widzę chęć, by wykorzystać okazję do zadania PiS nokautującego ciosu. A ten znokautować się nie da i otrzymawszy cios, spolaryzuje scenę polityczną jeszcze bardziej. Nie bardzo wierzę w scenariusz optymistyczny, że nagle wszyscy główni gracze otrzeźwieją. Mamy rok wyborczy i doświadczenie pokazuje, że podgrzewanie nastrojów daje wyborcze zyski. Nasza kultura polityczna jest na niskim poziomie i nawet tak straszna zbrodnia nie zmieni jej z dnia na dzień. To wymaga dziesięcioleci i eliminacji z życia publicznego najbardziej toksycznych polityków. Dziś są wybierani do kolejnych parlamentów tacy jak pani Pawłowicz czy pan Niesiołowski.
Ale teraz pojawił się element fizycznego zagrożenia polityków. To nie działa otrzeźwiająco?
Tu znów wracamy do sedna sprawy: czy to był mord polityczny czy nie? Gdyby większość polityków uwierzyła, że w Polsce zaczyna się sezon polowań na polityków, to byłby to realny scenariusz. Jestem jednak przekonany, że większość, nawet jeśli tego otwarcie nie przyzna, to interpretuje ten czyn podobnie jak ja. Ataki fizyczne są absolutnym wyjątkiem. Minęło osiem lat od zamachu na biuro poselskie PiS w Łodzi i było wiele okazji, by doszło do użycia fizycznej przemocy między wrogimi grupami politycznymi. Tak się nie stało. Myślę, że większość polityków traktuje zatem gdański zamach jako czyn paranoika. I po krótkiej żałobie uzna, że można wrócić do wypróbowanych metod.
Co się wydarzy w Gdańsku?
Będą wybory, które zapewne wygra kandydat PO. Paweł Adamowicz nie zostawił swojego wyraźnego następcy, a Gdańsk to teren PO. Może dojść do podziału w obozie liberalnym i wystawienia dwóch kandydatów, jak w ostatnich wyborach. Jednak obóz liberalny nie straci kontroli nad miastem.
A czy to zabójstwo może doprowadzić do narodzin jakiejś trzeciej siły kontestującej obecny podział sceny politycznej?
Coś takiego próbuje robić Robert Biedroń, startując ze swoim nowym ugrupowaniem w wyborach europejskich. Zobaczymy, ile głosów uzyska. Nie podejrzewam jednak, by to, co się wydarzyło w Gdańsku, było pretekstem do narodzin takiej trzeciej siły, choć może trochę Biedroniowi pomóc.