Minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro powiedział w sobotę na antenie TVP Info - odnosząc się do uwagi prowadzącego, że Wojciech Kwaśniak "został przez bandytów zaatakowany" - że "być może był zaatakowany właśnie dlatego, że Komisja Nadzoru Finansowego przez długi czas rozzuchwalała przestępców, pozwalając im w sposób bezkarny wyprowadzać miliardy złotych, kosztem 85 tys. ludzi, którzy złożyli tam swoje oszczędności, często oszczędności życia".
"Jestem zbulwersowany. To oznacza, że nie tylko ja, ale każda ofiara przestępców jest winna temu, że stała się ofiarą. Dla mnie jest to podwójnie smutne, bo dotyczy sytuacji, gdy pełniłem (w czerwcu 2014 r.) wysoką funkcję publiczną i zostałem zaatakowany w związku z pełnieniem tej funkcji" - powiedział Kwaśniak.
Pytany, czy zamierza stawić się w pracy, czyli w Narodowym Banku Polskich, gdzie jest doradcą ds. stabilności finansowej, Kwaśniak powiedział: "Oczywiście stawię się w poniedziałek rano, ale nie wiem, co będę robił. To zależy od moich przełożonych. Raz w miesiącu mam się zgłaszać na komisariat. Być może spotkam tam policjantów, którzy w 2014 r. przez wiele miesięcy stali pod moim domem, by mnie chronić".
Kwaśniak zapowiedział, że złoży zażalenie zarówno na zatrzymanie, jak i na warunki zwolnienia, czyli poręczenie, dozór policyjny i zakaz wykonywania pracy w zakresie funkcji, którą obecnie sprawuje w NBP.
B. wiceszef KNF powiedział też, że czuje się nadal zagrożony. "Występuję w wielu sprawach jako świadek, nie tylko tych związanych z Wołominem, ale i w innych, z doniesień KNF. Właśnie z uwagi na osobiste bezpieczeństwo, brak jakiejkolwiek ochrony mnie i mojej rodziny, zawsze proszę, bym mógł złożyć zeznania w Warszawie. Kilka miesięcy temu prokuratorzy przyjechali z odległego miejsca i przesłuchali mnie w pracy, rozumiejąc problem" - zaznaczył.
Kwaśniak dodał, że wiedział o prowadzonym śledztwie, w ramach którego został zatrzymany. Jak mówił, "to śledztwo było już prowadzone pod koniec 2015 r. w Warszawie, zostało umorzone, potem zostało podjęte ponownie, przez innych prokuratorów, też w Warszawie, wreszcie przeniesiono je do Szczecina". "O żadnym zaskoczeniu nie mogło być mowy, natomiast wiedzieliśmy, że gdzieś jest determinacja, by je prowadzić" - mówił b. wiceszef KNF.