Były analityk Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) swój tekst tytułuje: "Nowe dowody pokazują, że Rosja odegrała rolę w katastrofie smoleńskiej, w której zginęli polscy przywódcy". Tytułowe dowody - jego zdaniem - mają być zawarte w raporcie technicznym podkomisji smoleńskiej.
Schindler nazywa katastrofę polskiego Tu-154M z 2010 roku "jedną z najważniejszych katastrof lotniczych" naszych czasów.
"Od samego początku prawicowi sojusznicy poległego prezydenta (Lecha Kaczyńskiego - PAP) czuli, że coś jest nie tak", a podejrzenia podały na Rosjan - pisze. "Polacy dobrze znają swojego sąsiada, a Kaczyński nie miał złudzeń co do bandyckiego reżimu Władimira Putina" - dodaje.
"Śledczy ustalili jednak, że do katastrofy doszło z powodu serii błędów ludzkich i że da się ją wytłumaczyć bez nikczemnej tajemnicy" - przypomina. Ekspert tłumaczy, że wyniki oficjalnych śledztw w Rosji i Polsce, które opublikowano w 2011 roku, nie były w pełni zgodne, ale ogólnie śledczy zasadniczo zgodzili się m.in. co do tego, że pilot popełnił błąd.
Większość śledczych zgodziła się z oficjalną oceną, ale "w wielu umysłach" zachowanie Rosjan w związku z katastrofą budziło wątpliwości - pisze Schindler. Wskazuje, że Moskwa obiecywała pełną współpracę, ale nie wywiązała się z tego i przypomina, że osiem lat po katastrofie wrak samolotu nie został przekazany Polsce, co jego zdaniem uniemożliwia Warszawie przeprowadzenie "właściwego dochodzenia". "Co gorsza skradziono rzeczy osobiste zabitych, które były pilnowane przez FSB i, według doniesień, FSB wykradło tajemnice NATO, w tym tajne protokoły komunikacyjne należące do polskich oficerów wojskowych" - czytamy.
"Jeszcze bardziej żenujące jest to, że Kreml w wyjątkowo niechlujny sposób obchodził się ze zmarłymi" - dodaje Schindler, przypominając, że wiele ciał zostało zamienionych lub źle zidentyfikowanych. "Jak można się było spodziewać, taka niedbałość wywołała pytania o to, co jeszcze Rosjanie zrobili w nieodpowiedni sposób" - czytamy.
Według eksperta, "dla wielu Polaków wskazywało to na spisek" i na to, że Rosja jest potajemnie zamieszana w katastrofę. Schindler wskazuje, że po dojściu PiS do władzy szef MON Antoni Macierewicz skrytykował wersję katastrofy poprzedniego rządu uznając, że była ona wybielona i została potajemnie skoordynowana z Moskwą. Obiecał "świeże spojrzenie" na Smoleńsk, oparte na nowych dowodach, które jego zdaniem były tuszowane przez poprzedni rząd.
Jak czytamy, Macierewicz powiedział Schindlerowi kilka miesięcy temu, że katastrofa smoleńska "była wielkim szokiem dla wszystkich w Polsce, niezależnie od poglądów na tę tragedię". Obiecał, że jego raport "ujawni, jak to się stało". "To międzynarodowe śledztwo. Jest ono spóźnione" - mówił. Ekspert przypomina, że chociaż w ósmą rocznicę tragedii Macierewicz nie stał już na czele MON, to w ubiegłym miesiącu zgodnie z zapowiedzią ukazał się jego raport. Głosi on, że "katastrofę wywołało kilka eksplozji na pokładzie Tu-154 przed uderzeniem w ziemię". "Innymi słowy nie był to wypadek i stali za tym Rosjanie" - pisze Schindler.
"Chociaż zgodnie z przewidywaniami raport został skrytykowany przez przeciwników (...) jako +teoria spiskowa+, to zasługuje on na uwagę" - uważa Schindler. Przekonuje bowiem, że jednym z ekspertów był Frank Taylor, "brytyjski śledczy o znacznej renomie, który od lat zajmuje się katastrofami lotniczymi".
Schindler chwali doświadczenie Taylora, pisząc, że badał on m.in. zamach terrorystyczny z 1988 roku nad szkockim Lockerbie i kierował ponownym zbadaniem katastrofy z 1980 roku nad włoską miejscowością Ustice, w której zginęło 81 osób. "Liczne włoskie śledztwa wykazały, że samolot został zestrzelony podczas bitwy powietrznej nad Morzem Śródziemnymi między NATO a Libią. Taylor uznał, że taki scenariusz jest bezpodstawny i znalazł wyraźne dowody na to, że w samolocie podłożono bombę" - czytamy. Jednak ten "rozsądny od strony naukowej werdykt z powodów politycznych został zignorowany w Rzymie" - pisze Schindler.
"Innymi słowy Taylor nie jest twórcą teorii spiskowych i jego głęboko niepokojące komentarze w sprawie Smoleńska zasługują na to, by traktować je poważnie" - przekonuje. Były analityk NSA pisze, że w lutym Taylor uznał oficjalne wnioski śledztw w Rosji i Polsce za fantazję, która jest wygodna od strony politycznej. "Nie mam żadnych wątpliwości, że na pokładzie były eksplozje, zanim samolot uderzył w ziemię" - cytuje Schindler Taylora. "Są mocne dowody, że kilka sekund później drzwi po lewej stronie kadłuba, tuż przy skrzydle, zostały wysadzone i wbite mocno w ziemię przez inną eksplozję w kadłubie" - oświadczył. Taylor skrytykował śledztwo Kremla. "Rosyjscy politycy przejęli dochodzenie, uniemożliwiając profesjonalnemu śledczemu wzięcie kontroli nad miejscem katastrofy, zakończenie pełnego śledztwa, w tym pełną rekonstrukcję wraku i napisanie ostatecznego raportu w sprawie wypadku" - mówił.
Schindler uważa, że biorąc pod uwagę status Taylora jako "szanowanego badacza katastrof lotniczych", katastrofa w Smoleńsku wymaga ponownego dokładnego zbadania przez doświadczone strony trzecie. Nie powinno jednak chodzić o Polskę ani Rosję.
Według eksperta, "w gruncie rzeczy od samego początku" zachodnie służby wywiadowcze miały "wielkie wątpliwości co do +oficjalnej+ wersji" przyczyn katastrofy. Schindler cytuje "wysokiego rangą przedstawiciela polskich sił bezpieczeństwa", który stwierdził, że "oczywiście Warszawa znała prawdę". "Co mieli zrobić? Myślisz, że NATO naprawdę poszłoby na wojnę z Rosją" z powodu Smoleńska? - cytuje Schindler to źródło.
"I tu leży pies pogrzebany" - pisze Schindler na Observer.com i dodaje, że "amerykańscy przedstawiciele wywiadu" sugerowali podobną wersję, z której wynikało, iż "amerykańscy szpiedzy, tak jak Warszawa, zawsze wiedzieli, że Rosjanie kłamią w sprawie katastrofy". Ponadto według Schindlera, "niemiecki wywiad też zdaje się znać tę paskudną prawdę".
"To, że za śledztwami z 2011 roku kryje się coś nieprzyjemnego, wygląda teraz na wysoce prawdopodobne" - dodaje. Argumentuje, że kiedyś fantazją mogłoby się wydawać sugerowanie, że Putin "ryzykowałby wojną mordując czołowych przedstawicieli władz Polski, ale w ciągu ośmiu lat po katastrofie Kreml ukradł Krym i dokonał inwazji na wschodzie Ukrainy, nie wspominając o użyciu bojowego środka chemicznego w Anglii, by uciszyć wrogów". "Z dzisiejszego punktu widzenia ukryta, zabójcza rosyjska ręka w sprawie Smoleńska nie wydaje się już nieprawdopodobna. Polska zasługuje na prawdę o tym, co naprawdę wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku" - konkluduje Schindler.