W ostatni piątek na stronach MEN pojawiło się kilka projektów nowych rozporządzeń zmieniających pracę szkół. Jedno z nich mocno ingeruje w nauczycielskie urlopy.
Na nauczycielskich portalach zawrzało. – „Co z urlopem nauczyciela” – pyta na forum Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty Paula7. Zastanawia się, czy nie jest to pierwszy krok do likwidacji nauczycielskich wakacji, a potem reszty przywilejów. – Kto wie, jak to się dalej potoczy, przecież wszyscy nam tego zazdroszczą – dodaje.
Związkowcy chcą audytu
Od marca w MEN trwają prace nad zmianami w Karcie nauczyciela. Powstał Krajowy Zespół ds. Statusu Zawodowego Nauczycieli. Związkowcy, którzy są w tym zespole, uważają, że sa jedynie listkiem figowym, bo ministerstwo i tak robi, co chce.
Przykład: kwestia skrócenia nauczycielskich urlopów nigdy nie była poruszona podczas prac zespołu. A rozporządzenie o obowiązkowej opiece nad dziećmi podczas wakacji de facto je skraca.
– Reformatorzy edukacji twierdzą, że modyfikacja czy likwidacja Karty nauczyciela to złoty środek na poprawę systemu eduakcji – irytuje się Sławomir Broniarz, szef ZNP.
W zespole pracującym nad zmianami w karcie jest podgrupa, która zajmuje się oceną jakości i czasu pracy nauczycieli. Zaproponowała MEN, by przeprowadzić badania na temat czasu pracy pedagogów i jej jakości – bo niskie pensum wynoszące 18 godzin pracy tygodniowo zapisane w karcie jest często podawane za przykład wielkich przywilejów, jakimi cieszy się ta grupa zawodowa. – MEN nie ustosunkowało się do tej propozycji. Nie sądzę, by taki audyt rozpoczął się w najbliższym roku szkolnym – mówi Broniarz.
Szef ZNP wskazuje także, że resort wydłużył już czas pracy nauczycieli, co doprowadziło do likwidacji wielu etatów w szkołach. – Od września 2009 r. wprowadzono nauczycielom dodatkową godzinę pracy, z której muszą się rozliczyć. Ponieważ nie określono, co mają wówczas robić, dyrektorzy skierowali ich do pracy w bibliotekach i świetlicach. Etaty potracili bibliotekarze i pracownicy świetlic – przypomina Broniarz.
Więcej pracy bez pieniędzy
Dziś w kwestii przymusowej opieki nad młodszymi uczniami podczas wakacji nauczyciele mają sprzymierzeńców w przedstawicielach samorządów, które pytają MEN o pieniądze. I ich nie dostaną.
W uzasadnieniu do rozporządzenia zostało napisane: „Wprowadzenie przepisu umożliwiającego organizację zajęć wychowawczo-opiekuńczych w czasie ferii letnich i zimowych może spowodować dodatkowe koszty, które będą ponosiły organy prowadzące”.
Ale samorządy już dokładają, i to sporo, do subwencji oświatowej. – Z naszych pieniędzy finansuje się przedszkola, są propozycje, byśmy utrzymywali żłobki, a teraz jeszcze opiekę wakacyjną w szkołach – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz i członek Związku Gmin Wiejskich. – Rząd przerzuca na nas kolejne obowiązki, nie dając na to pieniędzy – podkreśla. W najbiedniejszych gminach dopłaty do edukacji sięgają 60 proc. rocznego budżetu. Bo oprócz nauczycielskich pensji trzeba opłacić dowóz najmłodszych do szkół czy zapewnić im opiekę w świetlicy. Te samorządy, które miały na to pieniądze, organizowały tzw. zimę czy lato w mieście, ale była to ich suwerenna decyzja. Teraz zadecydują o tym rodzice. A zwłaszcza ci mniej zamożni będą zainteresowani, by ktoś zajął się ich dzieckiem w wakacje.
– Przecież im nie odmówię – mówi Małgorzata Chowaniec, wicedyrektor z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Nowym Targu, w którego skład wchodzi m.in. szkoła podstawowa. I przyznaje, że już się zastanawia, na jakiej podstawie lub pod jakim pretekstem wezwie np. latem nauczycieli do pracy. Zwłaszcza kiedy nie dostanie pieniędzy na wynagrodzenie dla nich za pracę dodatkową.