Wyspecjalizowane szajki złodziei stoją za serią kradzieży bankomatów – wynika z analiz Komendy Głównej Policji. Przestępcy w przemyślany sposób wysadzają automaty w powietrze albo wyrywają ze ścian.
Ostatni raz złodzieje wzięli na celownik bankomat na jednym z poznańskich osiedli w nocy z czwartku na piątek w ubiegłym tygodniu. Mieszkańców ok. godziny 4 nad ranem wyrwał ze snu głośny huk.
– Sprawcy uszczelnili bankomat, napełnili go gazem. Zrobili to tak, aby eksplozja rozsadziła zabezpieczenia, ale nie zniszczyła pieniędzy – mówi oficer wielkopolskiej policji.
Wybuch był tak potężny, że zniszczył ścianę budynku o wysokości trzeciego piętra oraz zaparkowany obok samochód. Ale gotówka była nienaruszona.
Nie wiadomo, jaka kwota tym razem padła łupem złodziei. Taką informację jako poufną traktuje właściciel bankomatu, firma Euronet, ale także policja. Wiadomo jednak, że była to już ósma w tym roku kradzież bankomatu.
– Ściśle współpracujemy z policją w celu zapobieżenia kradzieżom – zapewnia Zuzanna Smolarek-Wójcik, marketing manager z Euronetu.
Również w centrali policji analizowane są informacje z każdej kradzieży. – Nie robią tego przypadkowe osoby, tu trzeba fachowej wiedzy. A tę można tylko zdobyć, pracując w firmach montujących bankomaty. Ewentualnie w firmach ochrony mienia– uważa oficer pionu kryminalnego.
I dodaje, że czy to wysadzając bankomat, czy zwyczajnie go kradnąc, niezbędna jest współpraca ze specjalistą.
– Częściej złodzieje podjeżdżają ciężarówką. Przyczepiają łańcuchami bankomat i go wyrywają ze ściany. Patroszą maszynę już w bezpiecznym miejscu – mówi oficer policji.
Ale i tu niezbędna jest fachowa wiedza – złodzieje muszą wiedzieć, jak używać palników, aby nie zniszczyć jednocześnie pieniędzy. A to one są magnesem: złodzieje obserwują bankomaty i atakują te, które niedawno zostały napełnione. Ich łupem pada nawet ponad 200 tysięcy złotych, czyli tyle, ile w 10 kolejnych napadach na placówki bankowe.
Dodatkową korzyścią jest mniejsze zagrożenie karą niż w przypadku napadu z bronią w ręku. Obrabowanie bankomatu to zwykła kradzież, ewentualnie połączona z włamaniem – zależy od kwalifikacji – a nie rozbój.
– To każe nam przypuszczać, że za tymi kradzieżami stoi grupa przestępcza. Może ona korzystać z fachowej pomocy, np. czeskich przestępców, gdzie kilka lat temu kradzieże bankomatów były plagą – mówi policjant.
Banki i firmy zarządzające bankomatami bronią się, np. umieszczając je w centrach handlowych, łącząc je w sieci monitoringów wizyjnych. Już dziś każdy automat natychmiast sygnalizuje, jeśli dzieje się z nim cokolwiek złego.
Mimo wszystko straty banków i operatorów rosną, gdyż do łupu w postaci gotówki należy doliczyć cena samych maszyn.
– A one potrafią kosztować po kilkadziesiąt tysięcy euro. Im lepiej zabezpieczone przed kradzieżą, tym droższe. Tymczasem po ogołoceniu lądują na dnie jeziora, stawu czy rzeki – przyznaje pracownik jednego z banków.