Dmitrij Miedwiediew zgodził się wczoraj na obniżkę o 30 proc. ceny gazu sprzedawanego Ukrainie.
Kijów musiał jednak przystać na przedłużenie umowy o stacjonowaniu na Krymie rosyjskiej Floty Czarnomorskiej po 2017 roku o co najmniej 25 lat.
Opozycja oskarża prezydenta Wiktora Janukowycza o ostateczne zamknięcie Ukrainie drzwi do NATO. Rząd przekonuje, że ustępstwa pozwolą na zmniejszenie deficytu budżetowego i ubieganie się o kredyty z MFW.
Dziś w tej sprawie leci do USA wicepremier Serhij Tihipko, który chce wynegocjować na ratowanie ukraińskiej gospodarki 12 mld dol. Odmrożenie współpracy Kijowa z MFW popiera Unia, w tym Polska.
Dla UE i Warszawy obecnie o wiele ważniejsze niż perspektywa integracji Ukrainy z NATO jest wyciągnięcie jej z tarapatów finansowych (jak informował niedawno Tihipko, ukraiński deficyt osiągnął poziom greckiego). Bez obniżenia ceny gazu nie ma na to szans.
Do tej pory Ukraina za tysiąc metrów sześciennych gazu płaciła Rosjanom 330 dol. Nowa cena wynosi 230 dol.
Ukraina zgodziła się na pozostawienie floty rosyjskiej na Krymie. Janukowycz woli tani gaz niż NATO
100 dolarów – o tyle mniej zapłaci Ukraina Gazpromowi za tysiąc metrów sześciennych gazu.
W zamian Kijów zgodził się na przedłużenie umowy o stacjonowaniu Floty Czarnomorskiej na Krymie po 2017 roku. W ten sposób Moskwa zyskała gwarancje, że Ukraina do tej daty i na czas obowiązywania nowej umowy o stacjonowaniu Floty (mówi się nawet o 30 latach) rezygnuje z integracji z NATO. A Kijów ma szansę na oddalenie widma bankructwa i tym samym kredyty z MFW.
NATO? To nas nie interesuje
Wiktor Janukowycz już wcześniej deklarował, że integracja z Sojuszem go nie interesuje. Jednak nie jest powiedziane, że po 2017 roku będzie nadal prezydentem, albo czy w międzyczasie nie zmieni poglądów. Pobyt Floty Czarnomorskiej na Krymie to kotwica, część państw Sojuszu, np. Niemcy czy Holandia, do tej pory mówiło wprost: dopóki jest rosyjska baza, dopóty nie ma mowy o poszerzeniu o Ukrainę. Właśnie dlatego niemal przez całą swoją prezydenturę próbował się jej pozbyć uznawany za prozachodniego Wiktor Juszczenko.
Nową cenę na gaz – 230 dol. za 1 tys. m sześc. – ustalono na wczorajszym spotkaniu Dmitrija Miedwiediewa i Wiktora Janukowycza w Charkowie. Doszło do niego na dzień przed wylotem wicepremiera Ukrainy Serhija Tihipki do USA, który zabiega w MFW o 12 mld. dol. kredytów na ratowanie gospodarki.
Moskwa doskonale zdaje sobie sprawę, że strumień pieniędzy z funduszu popłynie na Ukrainę tylko wówczas, gdy Kijów ustali budżet i zobowiąże się do zredukowania deficytu. Będzie to możliwe, jeśli zapłaci Gazpromowi mniej za gaz i w ten sposób realnie wyliczy w skali roku, ile zaoszczędzi w budżecie. Teraz Tihipko zyskuje argument w rozmowach z MFW.



Albo MFW, albo Rosja
Właśnie dlatego ocena decyzji Janukowycza nie jest jednoznaczna. Prezydent miał do wyboru: albo pieniądze z MFW (co jest w interesie Zachodu, w tym Polski), albo ustępstwa wobec Rosji. Co więcej, jak informowały media rosyjskie i ukraińskie, Rosjanie żądali znacznie więcej.
Kreml w rozmowach stawiał Ukraińcom niemal nierealne warunki – od przejęcia strategicznych zbiorników na gaz poprzez przejęcie kontroli nad producentem unikalnych w skali światowej samolotów transportowych Antonow po udział w prywatyzacji najważniejszych koncernów ukraińskich (w tym spółek gazowych handlujących surowcem w regionach Ukrainy – tzw. oblastiach) czy przyłączenie się do unii celnej.
Do tej pory Kijów płacił za tysiąc metrów sześciennych gazu 330 dol. Jak poinformował wczoraj Tihipko, to stanowczo za dużo. – Średnia cena na rynkach wynosi 270 dol. Uważam, że cena dla nas powinna wynieść 230 – 240 dol. – mówił wicepremier. Argumentował, że jego kraj jest dużym odbiorcą surowca, a także „nie może płacić ceny na poziomie państw o wyższym poziomie rozwoju”.
Jeszcze przed wczorajszym spotkaniem Miedwiediew – Janukowycz premier Ukrainy Mykoła Azarow mówił, że elementem ugody (bo rozmowy dotyczą renegocjowania umowy gazowej zawartej przez poprzedni rząd Julii Tymoszenko) z Rosjanami powinien być zapis o minimalnej ilości gazu, który Rosjanie będą przesyłali via Ukraina.
Objętość, która interesuje Kijów, wynosi 110 mld m sześc. rocznie. Niewywiązanie się z limitów oznaczać ma kary finansowe dla Gazpromu. Ukraińcom zależy na tym zapisie, gdyż jako państwo tranzytowe zarabiają na przesyle surowca. Jeśli będzie w porozumieniu o nowej cenie, trudno mówić, że Janukowycz działa wbrew ukraińskiej racji stanu.
Strategiczny skansen nad Morzem Czarnym
Utrzymanie bazy Floty Czarnomorskiej na Krymie jest dla Rosji celem strategicznym: dzięki temu może zachować swoje wpływy nie tylko w basenie Morza Czarnego – jak choćby podczas ubiegłorocznej wojny w Gruzji, ale może też straszyć Zachód błyskawicznym zamknięciem Kanału Sueskiego i newralgicznych cieśnin Morza Śródziemnego.
Sama flota, którą tworzy obecnie co najmniej 25 dużych okrętów, jest jednak przestarzała. Większość jednostek służy pod rosyjską banderą od trzech dekad. Kreml chce ją jednak unowocześnić – najdalej w 2015 roku mają do niej dołączyć cztery nowe fregaty i cztery nowo zwodowane okręty podwodne.
Gdy pomarańczowy prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko zdecydował, że Rosjanie muszą opuścić Krym w 2017 roku, rosyjska armia zaczęła rozbudowę bazę w Noworosyjsku, która ma zostać zakończona za dwa lata.
Za utrzymanie bazy Rosja słono płaci Ukrainie: rocznie to 98 mln dol. Na razie nie wiadomo, czy Dmitrijowi Miedwiediewowi udało się obniżyć te sumę w nowej umowie zawartej z prezydentem Wiktorem Janukowyczem.
Dmitrij Miedwiediew jest zadowolony z porozumienia zawartego w Charkowie