Na arenie międzynarodowej dochodzi nieraz do wydarzeń, o których mało wiemy, ale czujemy, że mają wielkie znaczenie. Tak jest z podpisaną wczoraj rosyjsko-ukraińską umową gazową. Pytanie brzmi nie czy, ale jak wiele Ukraina straciła w niej na swojej suwerenności. Kolejne zaś: co możemy zrobić, by nie był to pierwszy krok do trwałej podległości?
Ukraina uzyskała cenę za gaz, jaką chciała. W zamian przedłuży Flocie Czarnomorskiej prawo do stacjonowania w Sewastopolu. Zamyka to Kijowowi drogę do NATO, nawet gdyby kiedyś akcesja była możliwa. Nie jest to najgroźniejszy możliwy zapis, ważne, czy Ukraina nie przekazała Rosji praw do swojej infrastruktury.
Polska i UE pogodziły się już z tym, że Kijów pozostanie poza zachodnimi strukturami, interesuje nas Ukraina stabilna oraz neutralna. Aby taka była, porozumienia gazowe między Moskwą a Kijowem muszą być jawne i uwzględniać unijne interesy, a najlepiej, by negocjowano je z udziałem UE. Wczorajsza ugoda pozostawia Unię na boku. To zła praktyka. W takim układzie tracimy my, zyskuje Rosja.