W czwartek wieczorem w Parlamencie Europejskim odbyła się debata na temat polskiej ustawy, powołującej specjalną komisję do zbadania wpływów Rosji. Eurodeputowani z polskich partii opozycyjnych oskarżali rząd PiS o chęć wykluczania jej polityków z życia publicznego; europosłowie PiS podkreślali, że to nieprawda i że zbadanie rosyjskich wpływów jest niezbędne.

"Nowa ustawa, która powołuje specjalną komisję do zbadania rosyjskiej ingerencji w bezpieczeństwo wewnętrzne Polski w latach 2007-2022, budzi poważne obawy co do zgodności z prawem unijnym, ponieważ jak rozumiemy, nadaje organowi administracyjnemu znaczne uprawnienia, które mogłyby zostać wykorzystane do pozbawiania jednostek funkcji publicznych, a tym samym mogłyby ograniczać ich prawa" – powiedział otwierając debatę komisarz UE ds. sprawiedliwości Didier Reynders.

Dodał, że we wtorek rozmawiał o tym z polskim ministrem do spraw UE Szymonem Szynkowskim vel Sękiem. "Dzisiaj (w środę), w ramach kontynuacji naszego wezwania, wysłałem list do ministra z prośbą o dodatkowe informacje na temat nowej ustawy. Komisja dokładnie przeanalizuje to nowe prawo i wszelkie dalsze zmiany w tym zakresie" - podkreślił.

Adrzej Halicki, eurodeputowany PO występujący w imieniu największej frakcji w PE - Europejskiej Partii Ludowej, przekonywał, że "+Lex Tusk+ to nie jest kolejna ustawa, która łamie konstytucję; to specjalne nowe narzędzie, modus operandi, takiej władzy autorytarnej, która wie, że traci społeczne zaufanie, poparcie, a chce utrzymać władzę na siłę".

"Ta władza ma jeden scenariusz działania: oskarżyć innych o to, co sama robi i jednocześnie wyeliminować opozycję z życia publicznego. Oskarżyć i wyeliminować, bo boi się przegranej" - dodał.

"Nie zagłuszycie dążenia do wolności polskiego narodu i 4 czerwca w Warszawie zobaczycie siłę polskiego społeczeństwa. (...) Wygramy jesienią, bo Polska będzie demokratyczna i będzie także europejska" - zakończył Halicki.

Odpowiadając mu, była premier RP Beata Szydło zastanawiała się, czy nie powinien przeprosić Polaków, że nawoływał do wyprowadzania ludzi na ulicę. "Zastanawiam się też, czy to już będzie praktyka, że będzie zezwolenie na to, żeby w PE w czasie wystąpień prowadzić kampanię wyborczą. No bo jak można odebrać te wystąpienia? Rozhisteryzowana wypowiedź pana Halickiego. Może pan powie, panie Halicki, o czym Tusk rozmawiał z Putinem na molo w Sopocie?" - zaproponowała Szydło.

"Dlaczego sprzeciwiacie się powstaniu takiej komisji, które funkcjonują już w innych państwach? M.in. funkcjonuje tutaj w PE. Dlaczego bronicie ruskich wpływów? A dlaczego nie bronicie interesów polskich obywateli, których jesteście reprezentantami? Wstyd Sikorski, że byłeś kiedyś ministrem spraw zagranicznych. Wstyd, że na tej sali są byli polscy premierzy, którzy kiedyś reprezentowali partie, które zaciągały w Moskwie pożyczki. Nie pamiętacie tego?" - pytała europosłanka.

Zapewniła, że polska konstytucja nie jest łamana. Zwracając się do komisarza Reyndersa podkreśliła: "Jeżeli chodzi o sprawy związane z wymiarem sprawiedliwości, to zgodnie z traktatami należą one do gestii suwerennych państw".

"Dobrze, że ta komisja w Polsce powstała, bo jeżeli mówimy, jak silne są ruskie wpływy, to ta debata pokazuje, że są bardzo silne" - skonkludowała była polska premier.

Europosłanka Polski 2050 Róża Thun, należąca w PE do liberalnej frakcji Renew, oznajmiła, że komisja ds. wpływów rosyjskich "zamierza wykluczać osoby publiczne z możliwości uczestniczenia w życiu publicznym".

"To nie jest problem ani jednej partii, ani problem jednego człowieka. To jest wielki problem dla nas wszystkich.(...) Nam pozostaje tylko jeden instrument: protesty uliczne. Jestem przekonana, że 4 czerwca w Warszawie ulica zgromadzi tłumy" - powiedziała Thun.

Polemizując z nią, eurodeputowany PiS Bogdan Rzońca przywołał oświadczenie polskiej Państwowej Komisji Wyborczej.

"Jest bardzo poważna odpowiedź Państwowej Komisji Wyborczej. Organu, który w Polsce decyduje o tym, kto może startować w wyborach, kto nie może startować. Kto ma prawa publiczne, kto nie ma praw publicznych. Państwowa Komisja Wyborcza wydała oświadczenie, że komisja weryfikacyjna nie może zabronić nikomu startu w wyborach do Sejmu i do Senatu. Szanujmy to miejsce - Parlament Europejski. Nie kłammy, nie mówmy nieprawdy, bo obniżamy rangę Parlamentu Europejskiego" - zaapelował polityk.

Europoseł Lewicy Łukasz Kohut uznał, że polityka prowadzona przez rząd PiS prowadzi do "sowietyzacji".

"Zobaczcie co zrobiliście z Polską – wy, PiS, wasz sojusznik Ziobro i wasz długopis Duda. To co robicie – to jest czysta sowietyzacja. Zareagował już nawet Departament Stanu USA. Wasz obóz to neosowiecka banda, która marzy o wypisaniu Polski z Unii Europejskiej. O niczym innym nie marzy Putin – o rozpadzie naszej wspólnoty. Co wolno władzy w Rosji? Wolno im wszystko. Putin inwigiluje, kiedy chce i kogo chce. Putin decyduje, kto startuje w wyborach, a kto nie. Te ruskie standardy wprowadzacie w Polsce PiS" – powiedział Kohut.

Eurodeputowany PiS Patryk Jaki stwierdził, że w Parlamencie Europejskim komisja weryfikacyjna ds. wpływów rosyjskich przydałaby się jeszcze bardziej niż w Polsce.

"Wcale się nie dziwię, że chcecie zakazać działania komisji ds. rosyjskich wpływów w Polsce, bo bardzo dobrze wiecie, że tutaj taka komisja przydałaby się jeszcze bardziej" - oświadczył Jaki.

"Po ataku na Ukrainę i aneksji Krymu w 2014 roku (...) dalej robiliście biznesy z Rosją. Sprzedawaliście Putinowi broń, budowaliście Nord Stream, Putin korumpował waszych polityków. Na liście płac Kremla są m.in. były kanclerz Niemiec, premierzy Francji, Austrii. (...) Wiecie, że wasze wsparcie dla Putina - to największa afera w Europie, dlatego tak próbujecie to ukryć i bronić Tuska. Chcielibyście aby nikt waszych ludzi nie rozliczył z rosyjskiego lizusostwa, a wszyscy zachorowali na zbiorowa amnezję. Nic z tego" - dodał polski polityk.

Wtórował mu Dominik Tarczyński (PiS): "Nie macie prawa wymachiwać palcem przed polską twarzą. Nie macie prawa, dopóki nie rozliczycie się z afery korupcyjnej, z najazdu służb niemieckich, belgijskich. Rozliczcie się i nie pouczajcie nas o praworządności. (…) Rozliczcie się z Katargate, rozliczcie się z sędziów TSUE, którzy jechali na polowania z lobbystami. Wtedy będziecie mieli prawo mówić o praworządności".

Eurodeputowany PO Radosław Sikorski wskazywał z kolei, że powołana komisja nie jest komisją parlamentarną. "Jest ona poza parlamentem. Mogą w niej uczestniczyć ludzie, którzy nie są członkami parlamentu. (...) Nie ma tutaj prawa do obrony, definicja rosyjskich wpływów nie została przedstawiona, nie ma możliwości apelacji, przewodniczący jest jednocześnie sędzią i prokuratorem, a komisja ma uprawnienia sądu. Może zakazać pełnienia funkcji publicznych na 10 lat. (...) Jeśli nie ma dowodów na kogoś, to nie można zrobić tego, co tutaj chce się zrobić. Przynajmniej w Europie. W niedzielę Polacy wyjdą na ulice przeciwko ograniczaniu praw demokratycznych" - zapowiedział były minister spraw zagranicznych RP.

Emocje próbowała uspokajać Beata Mazurek (PiS), tłumacząc: "Ta ustawa to nie jest +Lex Tusk+. To lex anty-Putin. Powołanie komisji wpisuje się w działania, którymi chcemy oczyścić życie publiczne z wpływów rosyjskiej agentury. Spełnia wszystkie demokratyczne kryteria, będzie działała na podstawie przepisów prawa tak, jak każdy organ administracji publicznej, niezależnie od upływu kadencji".

Zwróciła się do komisarza Reyndersa: "Przypomnę, o czym pan może nie wie, panie komisarzu, że w październiku 2022 roku człowiek którego pan zna, Donald Tusk, mówił, żeby powstała komisja, która zbada wszelkie wpływy agentury rosyjskiej na bezpieczeństwo energetyczne w Polsce. Co się stało, że dziś on i jego środowisko zmieniło zdanie?"

Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP) i Łukasz Osiński (PAP)

asc/ luo/ mal/