Setki osób zostały bez dachu nad głową w Kantonie na południu Chin, bo po kwarantannie nie wpuszczono ich do mieszkań w borykającej się z lockdownami covidowymi dzielnicy Haizhu – podał w środę dziennik „South China Morning Post”, cytując źródła w dzielnicy.

Kryzys dotyczy pracujących w Kantonie robotników napływowych, szczególnie z prowincji Hubei w środkowych Chinach. Część z nich zamknięto na kwarantannie w izolatoriach covidowych, a gdy zostali z nich zwolnieni, nie mogli wrócić do mieszkań.

Urzędnicy podkreślają, że sytuacja epidemiczna w dzielnicy wciąż jest poważna i zachęcają robotników, by wracali do rodzinnych miejscowości, ponieważ na Haizhu restrykcje mogą obowiązywać jeszcze przez miesiąc.

W warunkach spadającej temperatury i padającego od wielu dni deszczu wielu robotników z plecakami schroniło się pod mostami i wiaduktami – przekazali „SCMP” wolontariusze, którzy starają się im pomagać.

Kto chciałby się włóczyć po ulicach? Oni nie mają po prostu dokąd pójść” – powiedział pochodzący z Hubeiu restaurator Xiong Xiong, który mieszka w Kantonie od 10 lat, a teraz zaangażował się w pomoc bezdomnym robotnikom.

Najwięcej zakażeń notowanych jest w rejonie targu tekstylnego Zhongda, największego takiego targu w Chinach. Stoiska są zamknięte, ale w okolicy mieszkają setki tysięcy robotników napływowych, w tym około 300 tys. z Hubeiu, z których część pracuje w fabrykach tekstylnych.

Okolica jest bardzo gęsto zaludniona, co dodatkowo utrudnia walkę z ogniskiem Covid-19. Miejscowe władze twierdzą, że w prowizorycznych szpitalach jest obecnie 70 tys. łóżek, a do końca tygodnia ich liczba ma się powiększyć o kolejnych 130 tys. Niektórzy mieszkańcy Haizhu twierdzą, że w ośrodkach brakuje miejsc.

Zgodnie z chińskimi przepisami osoby z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa muszą być izolowane w takich ośrodkach, nawet jeśli nie mają objawów choroby. Większość nowych infekcji wykrywanych w Chinach określana jest jako przypadki bezobjawowe.

Pracownik jednej z fabryk Li Wei, który pochodzi spod Wuhanu, powiedział, że ci zamknięci na kwarantannie domowej muszą „walczyć o towary codziennego użytku”. Jego zdaniem kwarantanna w Kantonie jest trudniejsza i bardziej chaotyczna niż w Wuhanie na początku pandemii.

„Władze ciągle mówią, żeby unikać zgromadzeń (…) ale proszą nas, abyśmy zbierali się w dużej grupie i stali w kolejce przez 12 godzin albo nawet kilka dni, czekając na autobusy, tylko po to, żeby na koniec powiedziano nam, że ich nie ma” – powiedział Li.

Władze Chin obstają przy polityce „zero covid” i utrzymują restrykcje określane jako najsurowsze na świecie. Powracające lockdowny, ograniczenia podróży, obowiązkowe testy i inwigilacja przy użyciu aplikacji śledzących w telefonach uderzają w gospodarkę i wywołują niezadowolenie społeczne, ale według władz pomagają zapobiegać milionom potencjalnych zakażeń i zgonów.(PAP)

anb/ adj/