Po tym, gdy w środę handlarz narkotyków zastrzelił w Awinionie policjanta próbującego przeszkodzić transakcji, w mediach we Francji pojawia się coraz więcej głosów wyrażających obawę, że kraj się rozpada.

To nastawienie potwierdzają wyniki sondaży, które wskazują, że przeważająca większość respondentów podziela tę obawę, za taki stan rzeczy obwinia swoisty antyrasizm, o wszystko oskarżający białych mieszkańców i rozwijający nienawiść między obywatelami różnych ras. A połowa odpowiadających uważa, że w celu przywrócenia porządku, nie czekając na rozkaz władz, powinna interweniować armia.

Takie nastawienie wielu komentatorów i polityków tłumaczy masową obecnością imigrantów islamskich, co powoduje w odczuciu Francuzów bezpośrednie zagrożenie tożsamościowe i cywilizacyjne.

„Ci, którzy bronić mają ludność przed przestępstwami, stali się celem przestępców” - mówił w czwartek wieczór o policjantach szef serwisu politycznego radia France Info Jean-Jerome Bertolus.

Jego zdaniem nie jest to poważniejszy etap „starej jak świat” rozgrywki między policjantami i złodziejami - we współczesnej Francji szumowiny z przedmiejskich dzielnic, zamieszkałych głównie przez muzułmanów, „atakują wszystko, co jest autorytetem, ich celem są wszystkie formy instytucjonalne państwa”.

„Czuje się, jak opinia publiczna coraz bardziej wymaga porządku i bezpieczeństwa i naprawdę nie wiadomo, jak politycy mogą tego nie słyszeć” – mówił ekspert w debacie telewizyjnej c-News.

A w lewicowym tygodniku „L’OBS”, politolog Antoine Bristielle, autor opracowania „Bezpieczeństwo i oczekiwanie na porządek” podkreśla, że potrzeba „prawdziwego szefa, który przywróci porządek we Francji”. Nie ogranicza się to do elektoratu prawicowego, gdyż, jeśli wierzyć niedawnemu sondażowi, wyraża ją 82 proc. obywateli. 88 proc. potępia „zbyt częste krytykowanie wartości, jakim jest autorytet”.

Tym przekonaniom towarzyszy wzrost zwolenników przywrócenia kary śmierci. Jest ich obecnie 55 proc, o 11 proc. więcej niż rok wcześniej.

Autor piątkowego komentarza dziennika „Le Figaro” zauważa, że „w walce z przestępczością, strach od dawna już zmienił stronę, ale nasi rządzący zadawalają się bojowym tonem wypowiedzi. Ale to nie starczy, by policjanci przestali czuć się porzuceni”.

Prezydent i ministrowie zajęci są montowaniem subtelnych kombinacji przeciw prawicy i Zjednoczeniu Narodowemu (RN - dawny Front Narodowy Marine Le Pen). Ale wróg, prawdziwy jest nie tu. Jest na ulicy, drwiąc ze sprawiedliwości, strzelając z bliska do policjantów. +Nie prowadzi się polityki w oderwaniu od rzeczywistości+” – cytuje autor komentarza gen. Charles'a de Gaulle’a.

A rzeczywistość jest taka, że - jak powiedziała w wywiadzie radiowym Le Pen - „we Francji nie ma już ani jednego bezpiecznego miejsca”.

W wywiadzie dla „Le Figaro” Michel Barnier negocjator brexitu z ramienia UE, wskazuje na „wściekłość społeczną” przeciw „imigracji, nad którą się nie panuje i uczucie deklasacji”.

Wiele wypowiedzi dziennikarzy i ekspertów, tak samo, jak ludzi z ulicy, odpowiadających na pytania reporterów, nawiązuje do opublikowanego w kwietniu tekstu generałów i wyższych oficerów niebędących w służbie czynnej.

Wojskowi palcem wskazują na „hordy przedmiejskie” i „terytoria poddane dogmatom sprzecznym z naszą konstytucją” i ostrzegają, że jeżeli nic się nie zrobi konieczne może się stać wezwanie wojska.

Zapraszani do studiów radiowych i telewizyjnych działacze związków policyjnych, niemal jednomyślnie żądają wprowadzenia „tolerancji zero” i dolnego progu kar już za pierwsze wykroczenie. Kładą nacisk na konieczność szybkiego skazywania i pełnego egzekwowania kar.

Wszyscy związkowcy policyjni zapowiedzieli, że nie wezmą udziału w przewidzianym na 17 maja kolejnym spotkaniu w MSW, na którym dyskutują o sprawach związanych z bezpieczeństwa. A na 19 maja wezwali do „pochodu obywatelskiego” w Paryżu, na cześć zabitego w Awinionie funkcjonariusza.