Przeprowadzenie akcji dobroczynnej kosztuje i wcale mnie to nie dziwi. Jednak są granice przejadania datków przez ich organizatorów. Towarzystwo Nasz Dom, które w przedszkolach i szkołach zbiera miliony groszówek na rzecz domów dziecka, zdaje się jednak ich nie dostrzegać. W efekcie aż 40 proc. zebranych w ubiegłym roku pieniędzy zasiliło konta organizatora akcji i firm, które z nim współpracują.
Towarzystwo się broni, że jego koszty rosną, bo ma problemy ze sponsorami. Zapewnia, że szuka tańszych rozwiązań, co „nie jest to łatwe”. Można by powiedzieć, że pech prześladuje Nasz Dom. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że to nie pech, a nieudolne działania powodują, że akcja Góra grosza zamienia się w maskaradę interesowności przebranej za altruizm.
Na stronie towarzystwa nie znalazłam bowiem żadnej informacji skierowanej do ewentualnych prywatnych sponsorów. Żadnej oferty, która by ich zainteresowała działaniem pro bono. Za to wśród partnerów Góry grosza – tu cytat – „bez których akcja nie mogłaby odnieść sukcesu”, wymienia się firmę odpłatnie przeliczającą zebrane pieniądze!
Jestem przeciwniczką przeregulowanego prawa, jednak po raz kolejny dochodzę do wniosku, że nadszedł czas, by ustawowo uregulować kwestię wydatków, jakie fundacje czy stowarzyszenia mogą przeznaczać na koszty organizacyjne danej akcji. Bez bata widocznie się nie da. Szkoda.