We "Wprost" można przeczytać, że Giertych chciał kupić od Nisztora prawa do publikacji, a następnie zaproponować Janowi Kulczykowi zablokowanie wydania książki w zamian za pewną sumę pieniędzy. Giertych miał również sugerować Nisztorowi, by ten zaczął przygotowywać podobne książki na temat innych najbogatszych Polaków - w tym kontekście padły nazwiska Zygmunta Solorza, Leszka Czarneckiego i Michała Sołowowa.
Giertych w TOK FM tłumaczył, że "język tej rozmowy i sposób argumentacji był dostosowany do (jego) opinii o Nisztorze". - Były informacje, że chodzi z tą książką i próbuje ją upchnąć nie na zasadzie publikacji, tylko poza rynkiem. Uważałem go za szantażystę, gangstera i bandytę. A dzisiaj jeszcze bardziej tak uważam. Zastosowałem więc taką argumentację, która trafiłaby do jego umysłowości - przekonywał Giertych. I dodał, że nigdy nie miał zamiaru stworzyć spółki, która szantażowałaby bogatych Polaków. - To legenda, która miała doprowadzić do tego, by Nisztor książkę przekazał - wyjaśnił były wicepremier. I dodał, że Nisztor nie sprzedał mu praw autorskich, ale książkę mu przekazał. - Mam ją do dziś. Przeanalizowaliśmy ją pod kątem prawnym i przedstawiliśmy analizę naszemu mocodawcy. Stwierdziliśmy, że nie ma tam specjalnych zagrożeń. Książka jest słabo napisana i nie ma tam specjalnych rewelacji - podsumował Giertych.
Giertych stwierdził też, że "Wprost" atakuje go publikację za to, że były wicepremier - w związku z tzw. aferą taśmową stwierdził, iż tygodnik "jest grupą przestępczą". - To, co zrobili dziennikarze, publikując nielegalne podsłuchy, spełnia znamiona przestępstwa - wyjaśnił.