To nie kryzys państwa, a władzy. W ten sposób Leszek Miller, szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej, komentuje opublikowanie przez "Wprost" nagrania prywatnych rozmów czołowych polityków w państwie.

Lider SLD tłumaczył w radiowej Trójce, że koalicjanci nie są jedynymi przedstawicielami władzy w kraju. Poza nimi są też sejm, prezydent czy samorządy terytorialne. "Jest tysiące podmiotów, które nie są dotknięte ani skażone tym, co słyszymy na taśmach" - stwierdził.

Były premier nie zgodził się z opinią, że obecna "afera taśmowa" przypomina tzw. aferę Rywina. Polityk widzi raczej podobieństwo do kryzysu z 2006 roku, którego "bohaterką" była Renata Beger. Miller przypomniał, że po upublicznieniu nagrań rozmów posłanki Samoobrony z prominentnymi politykami Prawa i Sprawiedliwości premier Tusk powiedział, że każdy przyzwoity człowiek powinien żądać rozwiązania sejmu i przyspieszonych wyborów.

Leszek Miller ocenił, że jeżeli premier nie wystąpi z wnioskiem o wotum zaufania, to sytuacja "będzie się pogarszała".