Jacek Protasiewicz zrezygnował z przewodniczenia klubowi PO-PSL w Parlamencie Europejskim. Nie będzie też kierował kampanią Platformy Obywatelskiej przed eurowyborami.

Niemieckie media podały, że Protasiewicz, wiceprzewodniczący Parlamentu, wdał się w awanturę na lotnisku we Frankfurcie nad Menem. Musiała interweniować policja.

Jacek Protasiewicz powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że postanowił zrezygnować, gdyż jego osoba jest kontrowersyjna, a nawet krytycznie odbierana przez sympatyków PO. "Dlatego uznałem, że będzie lepiej dla PO, kiedy odsunę się od kierowania kampanią wyborczą" - powiedział polityk.

Na pytanie, czy będzie kandydował do Parlamentu Europejskiego, Protasiewicz odpowiedział, że zdecyduje o tym mniej więcej za dwa tygodnie zarząd Platformy. - Mam nadzieję, że przez dwa tygodnie także sprawa zajścia we Frankfurcie wyjaśni się bardziej - powiedział polityk dodając, że zwrócił się do przewodniczącego europarlamentu, Martina Schulza, aby wystąpił do kierownictwa lotniska o pełne informacje na temat incydentu.

Protasiewicz oświadczył, że podtrzymuje swoje wyjaśnienia, dotyczące sprawy. "Mam świadomość, że nie zostały one zaakceptowane przez polską opinię publiczną" - powiedział polityk. - Uznałem, że dla Platformy i jej wyniku w wyborach będzie lepiej, jeśli nie będę stał na czele sztabu wyborczego - powiedział Protasewicz.

Niemieckie media podały, że we wtorek Jacek Protasiewicz był agresywny i awanturował się z obsługą lotniska we Frankfurcie, po czym konieczna była interwencja policji. Według wiceprzewodniczącego Parlamentu, to obsługa zachowywała się arogancko, a on został sprowokowany słowem "Raus", które w Polsce kojarzy się z latami okupacji.

Wczoraj europoseł zapewniał, że nie działał pod wpływem alkoholu, lecz jedynie pod wpływem emocji. Dzisiejsza "Gazeta Wyborcza", powołując się na świadka zdarzenia, pisze jednak, że Protasiewicz "był mocno pijany" i że "czuć było od niego alkohol". Według świadka, europoseł "zachowywał się tak jakby wszystko było mu wolno".