"Aktem przemocy" nazwał wyrok siedmiu lat więzienia i dożywotniego zakazu pełnienia urzędów publicznych Silvio Berlusconi. Były premier Włoch zapowiedział, że "stawi opór prześladowaniom" - bo za takie uważa wszystkie wytaczane mu procesy. Dziś sędziowie w Mediolanie skazał go na 7 lat więzienia i dożywotni zakaz pełnienia urzędów publicznych za nadużycie władzy oraz korzystanie z prostytucji nieletnich.

W pisemnym oświadczeniu Berlusconi zapewnia, że nie spodziewał się takiego wyroku, był bowiem przekonany, że zgromadzone przeciwko niemu dowody nie mają pokrycia w faktach. Tymczasem wyrok, jaki zapadł, jest według niego "niebywały, nacechowany niespotykaną dotąd przemocą" i służy jego zdaniem usunięciu go z życia politycznego. Były premier zapowiada, że na przekór temu nie porzuci swej walki o to, aby "Włochy stały się krajem naprawdę wolnym i sprawiedliwym".

Jeden z obrońców Berlusconiego, mecenas Niccolo Ghedini powiedział, że abstrahując od politycznej wymowy wyroku, jest on całkowicie oderwany od rzeczywistości i od akt sprawy. "Od trzech lat mówię, że w ogóle nie powinno było dojść do tego procesu" - podkreślił obrońca byłego premiera.

Silvio Berlusconi był oskarżony o nadużycie władzy oraz korzystanie z prostytucji nieletnich. Sprawa znana we Włoszech jako "proces Ruby", a na całym świecie jako "bunga-bunga", dotyczyła dwóch przestępstw, których były szef rządu miał dopuścić się niejako jednocześnie.

Proces trwał 27 miesięcy, odbyło się 50 rozpraw, sam oskarżony wziął udział tylko w jednej. Złożył podczas niej oświadczenie, w którym odparł stawiane mu zarzuty.