"Kiedy dowiedziałem się o śmierci Jerzego Kuleja pociekły mi łzy. To niepowetowana strata. Był wspaniałym człowiekiem i wspaniałym pięściarzem" - powiedział PAP mistrz olimpijski z Montrealu, obecnie prezes Polskiego Związku Bokserskiego Jerzy Rybicki.

"Czuł się ostatnio źle. Byłem u niego dwa tygodnie temu razem z Wieśkiem Rudkowskim w szpitalu na Banacha. Wizyta trwała krótko, nie więcej niż pół godziny. Już wtedy było widać, że to nie jest ten sam Jurek. Bardzo schudł. Wiem, że ze szpitala wyszedł na własne życzenie" - wspomniał 58-letni Rybicki, złoty medalista igrzysk z 1976 roku i brązowy cztery lata później z Moskwy.

Podkreślił, że Kulej był najlepszym polskim bokserem, dwukrotnym złotym medalistą igrzysk. "Daj Boże by jeszcze komuś udało się w sporcie tyle osiągnąć. Przede wszystkim jednak był wspaniałym człowiekiem. Zawsze uśmiechnięty, ciekawie i fajnie opowiadał. W jego towarzystwie nie sposób się było nudzić. Do końca życia zapamiętam ostatnią podróż samochodem z Jurkiem, do Grudziądza na mecze bokserskie. Można powiedzieć, że dzięki jego walkom oraz sukcesom Tadeusza Walaska trafiłem do boksu, do sekcji Gwardii" - dodał prezes.

Rybicki nie zapomni też o specjalnym rytuale, gdy Jerzy Kulej gościł w siedzibie Polskiego Związku Bokserskiego.

"Zawsze, gdy przychodził już od drzwi pytał się czy jest owocowa herbata. To był jego rytuał. Dlatego specjalnie dla niego jedna z pań pracująca w związku miała zawsze zapas malinowej herbaty, bo tę najbardziej lubił. To bardzo smutna wiadomość, z którą trudno się pogodzić, chociaż wiedziałem, że stan Jurka nie był w ostatnich dniach najlepszy" - powiedział Rybicki.