Warszawska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie domniemanego przekroczenia uprawnień b. szefów ABW w rządzie PiS Bogdana Święczkowskiego i Grzegorza Ocieczka za domniemany nielegalny podsłuch wobec mec. Wojciecha Brochwicza w 2007 r.

O wtorkowym umorzeniu śledztwa powiedziała w środę PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monika Lewandowska. Dodała, że zarówno samo postanowienie, jak i jego uzasadnienie jest niejawne. Wyjaśniła, że decyzja jest nieprawomocna, a złożyć zażalenie na nią może "osoba poszkodowana".

W listopadzie 2010 r. prokuratorski sąd dyscyplinarny prawomocnie odmówił uchylenia immunitetów prokuratorskich Święczkowskiego i Ocieczka - czego chciała warszawska prokuratura. Z uwagi na tajny charakter całego postępowania nie podano wtedy żadnych szczegółów. Decyzja ta oznaczała, że śledztwo trzeba będzie umorzyć. Sam Brochwicz zapowiadał wtedy skargę do trybunału w Strasburgu. Mówił, że będąc podsłuchiwanym - "padł ofiarą ubeckich metod".

"Dziwne, że decyzja zapadła tak późno" - powiedział PAP Święczkowski. Podkreślił, że prokuratura w Białymstoku prowadzi z doniesienia jego i Ocieczka śledztwo dotyczące domniemanego przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy ABW i prokuratora zajmującego się sprawą.

Brochwicz zapowiedział, że wybiera się do prokuratury, by zapoznać się z uzasadnieniem umorzenia. "Jeśli decyzja zapadła tylko z powodu nieuchylenia immunitetu, to nie ma co jej skarżyć; jeśli powodem byłby zaś np. brak znamion przestępstwa, to nie wykluczam zaskarżenia" - powiedział PAP mecenas. "Trochę się już zmęczyłem całą tą historią" - odparł, pytany o swą zapowiedź skargi do Strasburga.

Warszawska prokuratura chciała postawić Święczkowskiemu i Ocieczkowi zarzuty przekroczenia uprawnień za bezprawne rozpracowywanie w 2007 r. Brochwicza, b. wiceszefa kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa. Święczkowski był wtedy szefem Agencji, a Ocieczek jego zastępcą. Dziś Święczkowski, jako prokurator Prokuratury Generalnej w stanie spoczynku, kandyduje z list PiS w październikowych wyborach. Ocieczek jest adwokatem.

Brochwicz mówił, że sprawa Jaruckiej z 2005 r. była tylko pretekstem do działań ABW z 2007 r.

Według "Dziennika Gazety Prawnej" ABW zaczęła rozpracowywać Brochwicza, podejrzewając go o wpływanie na wybory prezydenckie w 2005 r., w których kandydował m.in. Włodzimierz Cimoszewicz. To Brochwicz skontaktował z Konstantym Miodowiczem (posłem PO i członkiem sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen) Annę Jarucką. Przed tą komisją kobieta zeznała, że Cimoszewicz jako szef MSZ miał ją w 2002 r. upoważnić do zmiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. W wyniku tego Cimoszewicz wycofał się z wyborów. Podstawą do kontroli operacyjnej ABW miało być podejrzenie, że Brochwicz podżegał Jarucką do fałszywych zeznań przed komisją śledczą. Zdaniem "DGP" prokuratura uznała, że na rozpracowywanie Brochwicza nie pozwalała wewnętrzna analiza ABW.

Brochwicz mówił, że sprawa Jaruckiej z 2005 r. była tylko pretekstem do działań ABW z 2007 r., a chodziło o próbę zdobycia informacji o nim i jego klientach. Brochwicz podkreślał, że sam zorientował się, że jest śledzony, bo "robiono to po amatorsku". Spytał wtedy ABW, czy jest podsłuchiwany; dostał odpowiedź, że ABW nie może odpowiedzieć na takie pytanie. "A w tym czasie Aleksander Kwaśniewski dostał odpowiedź, że nie był podsłuchiwany" - podkreślał Brochwicz. "Taka to była IV RP; mam nadzieję, że nigdy nie wróci" - dodał.

Brochwicz (działacz opozycji w PRL) był w 1990 r. sekretarzem komisji weryfikującej funkcjonariuszy SB, a potem - wiceszefem kontrwywiadu UOP oraz wiceszefem MSWiA. Był także ekspertem PO, członkiem rady programowej tej partii.

Półtora roku więzienia w zawieszeniu - taki prawomocny wyrok wydał w 2010 r. warszawski sąd wobec Jaruckiej za sfałszowanie i posłużenie się dokumentem, w którym Cimoszewicz miał rzekomo upoważnić ją do zamiany swego oświadczenia majątkowego. Według sądu motywem b. asystentki b. szefa MSZ "mogła być" chęć zemsty za ignorowanie przez Cimoszewicza jej próśb o załatwienie pracy w zagranicznej placówce.