Osiem osób, w tym troje dzieci, nadal przebywa w szpitalach po wypadku autobusu, do którego doszło w sobotę po południu na warszawskim Mokotowie. Tymczasem policjanci przesłuchali już kierowcę autobusu. Według świadków przyczyną wypadku mógł być jego błąd.

Do wypadku doszło po godzinie 14. Autobus linii 739 jechał wiaduktem w kierunku Piaseczna. Zjeżdżając z niego, nie skręcił prawidłowo, a przejechał przez krawężnik i zjechał z nasypu na ulicę Rzymowskiego. Później uderzył w barierki oddzielające pasy ruchu; zderzyła się z nim nadjeżdżająca toyota.

W autobusie było ok. 40 osób. Jak podawała w sobotę wieczorem policja 32 z nich, w tym ośmioro dzieci, trafiło do szpitala. Do szpitali dojechało też - w międzyczasie - kilkoro innych pasażerów, którzy wcześniej wrócili do domu. Jak informowali w sobotę lekarze najciężej ranny był sam kierowca, pozostałe osoby miały głównie urazy kończyn, kręgosłupa, otarcie i skaleczenia.

"Z naszych informacji wynika, że obecnie w szpitalach jest osiem osób, w tym troje dzieci" - powiedziała PAP w niedzielę po południu Beata Wlazłowska z zespołu prasowego Komendy Stołecznej Policji.

Wśród tej trójki jest 16-letni chłopiec z urazem kręgosłupa. Jak powiedział PAP Maciej Kot, rzecznik szpitala przy ul. Niekłańskiej, w którym przebywa nastolatek, w jego przypadku konieczna będzie rehabilitacja. Obrażenia, których doznał, nie grożą jednak kalectwem.

"Będzie musiał nosić specjalny gorset. Mamy nadzieję, że będzie mógł zostać wypisany ze szpitala w ciągu najbliższych dni" - dodał Kot.

Sprawę analizują też biegli

Tymczasem policjanci przesłuchali już świadków wypadku i samego kierowcę. Funkcjonariusze przeanalizowali też nagrania z kamer w pojeździe. Śledztwo w tej sprawie nadzoruje mokotowska prokuratura.

Policja od początku rozpatrywała dwie wersje - błąd lub zasłabnięcie kierowcy. Jak dowiedziała się nieoficjalnie PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, zeznania świadków wskazują jednak, że mógł to być błąd kierowcy. Z kolei na nagraniach widać, że tuż przed zjechaniem z jezdni mężczyzna się pochyla. "Na tej podstawie można by podejrzewać, że mógł zasłabnąć, ale świadkowie twierdzą, że było inaczej" - powiedział informator PAP. Jak dodał, sprawdzane jest m.in., czy kierowca mógł rozmawiać przez telefon.

Sprawę analizują też biegli.

Z powodu wypadku przez ponad siedem godzin wyłączone z ruchu były trzy pasy ul. Rzymowskiego, w kierunku centrum Warszawy, na Ochotę i w kierunku lotniska. Przejezdny był natomiast jeden z pasów w przeciwnym kierunku - na Ursynów, ale policja apelowała, by w miarę możliwości kierowcy omijali ten rejon.

Dla bliskich rannych osób uruchomiono w sobotę dwa numery telefonów, pod którymi można było dowiedzieć się, do jakiego trafili szpitala. Policjanci zabezpieczyli też wszystkie rzeczy i przedmioty z autobusu, które mogą należeć do pasażerów. Można je odbierać w mokotowskiej komendzie policji.