13-15 mln zł - prawdopodobnie tyle na czysto TVP zarobi na reklamach emitowanych w czasie transmisji z igrzysk olimpijskich w Vancouver, które rozpoczynają się w piątek. Ta suma nie pokryje jednak dziury budżetowej, z którą zmaga się telewizja publiczna.

"W tej chwili mamy sprzedane prawie 80 proc. olimpijskiego czasu reklamowego, a w dniach, kiedy występują Adam Małysz czy Justyna Kowalczyk, cały czas został już wyprzedany" - mówi Zbigniew Badziak, dyrektor biura reklamy TVP. Dodaje, że igrzyska olimpijskie są najatrakcyjniejszą pozycją programową tej zimy.

Ale czy na tyle atrakcyjną, aby przynieść TVP duże pieniądze, które podreperowałyby jej budżet? "Nie sądzę. Wpływy z tej imprezy nie pozwolą TVP pokryć dziury w jej finansach i nie ustrzegą jej przed wzięciem kredytu" - mówi Marian Kmita, dyrektor sportu w Polsacie.

Według informacji DGP telewizja spodziewa się przychodów z reklam na poziomie 13-15 mln zł netto, a ok. 30 mln zł według oficjalnych cenników. Dla porównania ostatnia zimowa olimpiada w Turynie przyniosła TVP 20 mln zł brutto, a wcześniejsza w Salt Lake City - 15 mln zł.

Gdy Adam Małysz zdobywał medal podczas olimpiady w Salt Lake City, przed telewizorami zasiadło 14,5 mln Polaków. Nic więc dziwnego, że także teraz reklamy przy zawodach skoczków są najdroższe. 30-sekundowy spot kosztuje nawet 71 tys. zł. Za reklamy przy zmaganiach Justyny Kowalczyk trzeba zapłacić 55 tys. zł. "Wyczyny naszej mistrzyni, Adama Małysza czy Tomasza Sikory zgromadzą przed telewizorami na pewno miliony widzów, i to tych, którzy na co dzień specjalnie sportem się nie interesują" - mówi Marian Kmita. Reklamy przy mniej popularnych dyscyplinach kosztują dużo mniej, bo nawet niewiele ponad tysiąc złotych za półminutowy spot.

Czytaj więcej: Dziennik.pl

Anna Nalewajk