Już piątkowe decyzje pokazują, że rząd poszedł dalej niż zamierzał pierwotnie. Wcześniej była mowa o skróceniu prac barów i restauracji czy wysłaniu na naukę zdalną klas 6–8 w podstawówkach. Ostatecznie restauracje mogą sprzedawać tylko na wynos przez dwa tygodnie (z możliwością przedłużenia), seniorzy mają zakaz wychodzenia z domu poza określonymi sytuacjami, a młodzież i dzieci do lat 16 nie mogą sami przebywać poza domem w godzinach 8–16 (wyjątek: droga do i z szkoły). Do tego zamknięto sanatoria, a w przestrzeni publicznej nie może się spotykać więcej niż 5 osób spoza gospodarstwa domowego.
Do zaostrzenia kursu doszło po tym, jak stale rosła liczba przypadków koronawirusa. – Zamknięcie szkół miało wyłączyć jeden z istotnych czynników mobilności społecznej, gdyby Polacy chodzili codziennie do teatru, to byśmy musieli je zamknąć. A decyzja dotyczy klas 4–8, gdyż ograniczenia dotyczące mniejszej liczby klas spowodowałyby kłopoty logistyczne dla szkół – wyjaśnia nasz rozmówca z rządu. Chodzi o to, że dzieci z młodszych klas mają na ogół zajęcia z jednym nauczycielem, a od klasy IV wchodzi nauczanie według przedmiotów z wieloma pedagogami. Rząd nie liczy, że wprowadzenie obostrzeń zmniejszy liczbę przypadków w przyszłym tygodniu, ponieważ inkubacja wirusa trwa przeciętnie 4–5 dni. Efekty obostrzeń zobaczymy pod koniec tygodnia. – Dlatego decyzje będą zapadały na podstawie trendu, ale także obserwacji tego, co się dzieje w innych krajach – podkreśla osoba z rządu. W zeszłym tygodniu dzienny wzrost przypadków wahał się między 10 a 20 proc. Jeśli nie uda się go zmniejszyć, to pod koniec tego tygodnia możemy mieć między 25 a blisko 45 tys. nowych przypadków zachorowań dziennie. – Nie liczymy na zmniejszenie liczby zachorowań, chodzi o wolniejszy przyrost – wyjaśnia nasz rozmówca.
Jednocześnie rząd myśli o kolejnej odsłonie ustawy covidowej. Projekt może być dogrywany pod koniec tygodnia. Na razie nie wiadomo dokładnie, jakie będzie zawierał rozwiązania. – Zbieramy pomysły, to kwestie, które pojawiają się na bieżąco i są efektem problemów, jakie pokazuje przebieg epidemii – zauważa nasz rozmówca z rządu. Na razie jednak priorytetem jest uchwalenie ustawy o dobrym samarytaninie. Dziś zajmie się nią Senat. Jak słyszymy, choć była silna presja ze strony PiS oraz ludowców, by przyspieszyć obrady, ustawa trafiła do izby wyższej dopiero w piątek po południu. Plan zakłada, że jeszcze dziś senatorowie zajmą wobec przepisów stanowisko. O 10:30 prace rozpocznie senacka komisja, a obrady na sali plenarnej rozpoczną się o godz. 16. – Nawet jeśli pojawią się poprawki w trakcie posiedzenia, senatorowie mają pracować do skutku, jeśli będzie trzeba, także w nocy – słyszymy w Senacie.
Z naszych rozmów wynika, że PiS raczej poprawek nie będzie zgłaszał. – Nie zamierzam wnosić poprawek, to pilna ustawa. Uważam, że obecne tempo prac to rodzaj obstrukcji. Można było przyjąć ustawę w końcu tygodnia, zaraz po tym jak opuściła Sejm – podkreśla Stanisław Karczewski z PiS. Mimo to wszystko wskazuje na to, że izba wyższa, w której większość ma opozycja, zaproponuje szereg poprawek. – Dotychczasowe doświadczenia z ustawami przesyłanymi z Sejmu są takie, że każdorazowo biuro legislacyjne wskazuje nam jakieś błędy i niedociągnięcia. Należy się spodziewać, że tak będzie i tym razem, choć nam również zależy, by prace zakończyć jak najszybciej – mówi senator niezależny Krzysztof Kwiatkowski.
Jak słyszymy od senatorów opozycji, część poprawek będzie daleko idąca. Jedna z nich ma zakładać wyodrębnienie kwoty 5 mld zł w Funduszu Przeciwdziałania COVID-19 na „wsparcie leczenia COVID”, przy czym głównie chodzi tu o sfinansowanie powszechnych testów personelu medycznego. – To trik pod publiczkę. Już 10 mld z funduszu covidowego zabezpieczyliśmy na ochronę zdrowia, jak trzeba będzie więcej, zwiększymy pulę – mówi nasz rozmówca z rządu.
Kolejny pomysł senatorów dotyczy umożliwienia matkom wcześniaków widzenia się z dziećmi w szpitalu (dziś jest to niemożliwe ze względu na obostrzenia pandemiczne). – Chcemy, by te kobiety były testowane i miały zapewnione lokum, np. w postaci hoteli, gdzie mogłyby przez 1–2 tygodnie mieszkać, żeby mieć kontakt z dziećmi – mówi nam jeden z senatorów.
– To skrajny populizm. W jaki sposób szpitale miałyby zapewnić lokum? Matki i tak przechodzą testy przed spotkaniem z dziećmi. Poza tym, jak można ustawowo zmusić ordynatora szpitala, by wpuszczał matki na oddział ryzykując zakażenie innych dzieci przebywających na oddziale? – krytykuje ten pomysł osoba z kręgów rządowych.
Kolejne poprawki mają dotyczyć sytuacji finansowej personelu medycznego. Ustawa, która wyszła z Sejmu, zakłada co prawda 200 proc. wynagrodzenia, ale tylko dla pracowników medycznych oraz służb skierowanych przez wojewodę do pracy związanej ze zwalczaniem COVID-19. Senatorowie chcą rozciągnąć tę zasadę na jakąś część pozostałego personelu, który walczy z koronawirusem, nie na podstawie wskazania wojewody. – To nie jest żaden problem, jest już przygotowane polecenie szefa NFZ, które wejdzie w życie razem z ustawą covidową, a które zakłada taki sam 200-proc. dodatek dla pozostałej kadry medycznej – podkreśla Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministerstwa Zdrowia.
Ze strony senatorów ma się też pojawić propozycja blokująca pomysł, by rząd mógł „w szczególnie uzasadnionych przypadkach” zawieszać kierownika podmiotu leczniczego w razie odmowy wykonania polecenia. Opozycja sądzi bowiem, że w miejsce dyrektorów szpitali, z którymi PiS nie będzie po drodze, pojawiać się będą partyjni nominaci.