Owa, brzmiąca dzisiaj cokolwiek komicznie, zbitka „ideologia gender” odnosi się do zespołu idei. Te idee można wyznawać albo nie, można próbować wcielać je w życie lub nie. „Ideologia LGBT” również spełnia te warunki, ale w praktyce nie sposób odróżnić tej „ideologii” od niezbywalnej ludzkiej cechy, jaką jest orientacja seksualna (czasem bardzo złożona). W istocie atakowanie „ideologii LGBT” oznaczało budzenie klimatu wrogości wobec homoseksualistów, a nie wobec określonej idei – zresztą nie tak znowu często podzielanej przez gejów i lesbijki. Wrzucanie ludzi, a nie idei, do worka wrogów polskiej młodzieży, polskich rodziców i w ogóle Polski było immanentną cechą kampanii w sprawie stref wolnych od LGBT. Wiedzą to i ci, którzy przyznają, że tak było, i ci, którzy w żywe oczy kłamią, że tak nie było.
Apel Jakiego ma dwie płaszczyzny. Jedna oczywista, pragmatyczna. Nie używajmy zbitki słownej, która nam szkodzi w relacjach z Unią Europejską i ze Stanami Zjednoczonymi – tak, tak, nawet ze Stanami Zjednoczonymi pod wodzą „naszego” Donalda Trumpa. Druga dotyczy polskiej wrażliwości. W naszej tradycji narodowej pokłady wezwań do tolerancji wobec innego, poszanowania bliźniego, opieki nad słabszymi, budowania solidarności za, a nie tylko przeciw są ogromne. Trzeba tylko i aż mieć odwagę do nich sięgać, wbrew dominującej na prawicy narracji wiecznej obrony Jasnej Góry i wbrew dominującej na lewicy narracji budowania lęku wobec wspólnoty narodowej.
Wydaje się, że Jaki nie jest jeszcze gotowy, aby uderzyć w tę drugą warstwę. Aby starać się budować narodową wspólnotę w naturalny sposób włączającą kobiety i mężczyzn, którym daleko do starej, dobrej tożsamości hetero. W obronie Jakiego trzeba powiedzieć, że taka postawa nie przyniosłaby mu na prawicy uznania, a zapewne i wśród wyborców wielkiego wsparcia. Polityk Solidarnej Polski w obronie LGBT? Brzmi jak pociągnięcie styropianem po szkle. Natomiast w PO i innych, nielewicowych partiach opozycji jest bardzo dużo takich osób, które nie chcą sukcesów ideologii gender, chcą jednak żyć w kraju tolerancji. Piłkę, nieśmiało trzymaną w rękach przez Jakiego, może mu zabrać Grzegorz Schetyna czy Władysław Kosiniak-Kamysz. I posłać daleko w boisko.