Brytyjski premier Boris Johnson wezwał w piątek lidera opozycyjnej Partii Pracy Jeremy'ego Corbyna do poparcia propozycji przedterminowych wyborów parlamentarnych 15 października br. "Nie nabierzemy się na tę sztuczkę" - oświadczył szef laburzystów.

"Ten rząd wyprowadzi ten kraj z Unii Europejskiej 31 października br. i jedyną rzeczą, jaka stoi na naszej drodze, jest ta poddańcza ustawa proponowana przez lidera opozycji" - grzmiał Johnson w trakcie swojej pierwszej sesji pytań i odpowiedzi w parlamencie, krytykując proponowaną legislację otwierającą drogę do opóźnienia wyjścia z UE w razie ryzyka bezumownego brexitu.

Premier argumentował, że jego rząd - wbrew doniesieniom medialnym i zaprzeczeniom ze strony Komisji Europejskiej - wykonał "znaczący postęp" w negocjacjach z Unią Europejską, i przekonywał, że będzie gotowy, aby wypracować porozumienie w sprawie brexitu na zaplanowanym na 17 października szczycie Rady Europejskiej.

Polityk kpił jednocześnie, że zwolennicy Partii Pracy chcą "dalszych rozterek i opóźnień" w kwestii brexitu, i mówił o braku jasności w kwestii strategii opozycji ws. wyjścia kraju z Unii Europejskiej zgodnie z decyzją podjętą w referendum z 2016 roku.

Szef rządu stara się doprowadzić do zwołania wyborów w związku z wtorkową porażką w Izbie Gmin, która przekazała ponadpartyjnej grupie posłów przeciwnej jego planom negocjacyjnym w sprawie wyjścia z UE kontrolę nad porządkiem środowych obrad, pozwalając na procedowanie opozycyjnego projektu.

Lider Partii Pracy Jeremy Corbyn odrzucił propozycję Johnsona, a w krótkim komunikacie wydanym przez jego biuro po spotkaniu z innymi ugrupowaniami oświadczono, że "Partia Pracy chce wyborów, i to wkrótce, ale nie nabierze się na te sztuczki Borisa Johnsona".

"Laburzyści nie poprą wyborów, dopóki nie będziemy pewni, że zlikwidowaliśmy ryzyko bezumownego brexitu" - podkreślono.

Drugie i trzecie czytanie projektu, który miałby na to pozwolić, jest zaplanowane na środowe popołudnie. Gdyby został on przyjęty, rząd miałby obowiązek poproszenia UE o przedłużenie procesu wyjścia ze Wspólnoty do 31 stycznia 2020 roku, jeśli do 19 października br. nie udałoby się dojść do porozumienia w sprawie warunków opuszczenia Unii.

Wynik wtorkowego głosowania w sprawie kontroli nad porządkiem obrad sugeruje, że przeciwnicy Johnsona dysponują wystarczającą liczbą głosów, aby przegłosować swoją propozycję. Oprócz ugrupowań opozycyjnych za takim rozwiązaniem zagłosowało także 21 posłów Partii Konserwatywnej, którzy jednak swoje działanie przypłacili wykluczeniem z klubu parlamentarnego torysów.

W tej grupie znaleźli się m.in.: Philip Hammond, który jeszcze przed sześcioma tygodniami był ministrem finansów w rządzie Theresy May, oraz zasiadający w parlamencie nieprzerwanie od czerwca 1970 roku były minister w rządach Margaret Thatcher i Johna Majora Ken Clarke, a także wnuk legendarnego premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla, Nicholas Soames.

Johnson już wcześniej we wtorek utracił większość w Izbie Gmin, gdy w trakcie dramatycznych scen w parlamencie dotychczasowy poseł Partii Konserwatywnej Philip Lee przesiadł się do ław opozycji, ogłaszając dołączenie do proeuropejskich Liberalnych Demokratów.

Obecnie premier ma do dyspozycji zaledwie 289 mandatów w 650-mandatowej Izbie Gmin. Według wyliczeń telewizji Sky News ostatni raz szef rządu był w tak trudnej sytuacji w 1929 roku.

Do zwołania przedterminowych wyborów parlamentarnych konieczne jest poparcie dwóch trzecich parlamentu.

Wielka Brytania powinna obecnie opuścić Unię Europejską 31 października br.