Do końca roku ma być oddanych blisko 350 km tras szybkiego ruchu. Jeśli się uda, łączna długość dróg zbudowanych za rządów PiS będzie tylko nieznacznie mniejsza niż powstałych w czasie drugiej kadencji PO-PSL.
Jeszcze na początku roku Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad oraz minister infrastruktury Andrzej Adamczyk zapowiadali, że w tym roku zostanie oddanych blisko 500 km szybkich tras. Te obietnice są już nierealne. Łączna długość otwieranych dróg zmniejszy się przynajmniej o 50 km.
Do ograniczenia planów przyczyniło się głównie zrywanie kontraktów. Po wyrzuceniu firmy Salini w tym roku nie będzie np. brakujących 15 km trasy ekspresowej S3 koło Lubina czy bardzo potrzebnego fragmentu autostrady A1 koło Częstochowy. Wprawdzie drogowcy liczą jeszcze, że przed końcem roku nowy wykonawca zapewni przejezdność tej ostatniej trasy, ale wielu ekspertów wątpi, czy to realne. Z kolei po zerwaniu kontraktów z firmą Impresa Pizzarotti nie uda się prędko połączyć Poznania z Bydgoszczą trasą ekspresową S5.