Posłowie PO zaapelowali w czwartek do prokuratora generalnego, ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, żeby ujawnił wszystkie materiały dot. "roli polityków PiS" w tzw. aferze PCK. Przekonywali, że bez ich ujawnienia PiS nie będzie miał w wyborach do PE "żadnej wiarygodności".

Na czwartkowym briefingu posłowie PO Joanna Augustynowska i Robert Kropiwnicki nawiązali do doniesień "Gazety Wyborczej", która już w ubiegłym roku pisała, że w latach 2014-2017 pracownicy dolnośląskiego oddziału PCK werbowani przez Jerzego G. (byłego dyrektora organizacji oraz radnego obecnej kadencji sejmiku wojewódzkiego), kradli odzież z kontenerów przeznaczoną dla najuboższych, a następnie - za pośrednictwem firmy zarejestrowanej na "słupa" - sprzedawali je w zaprzyjaźnionych hurtowniach i lumpeksach. Gazeta podaje, że część pozyskanych w ten sposób pieniędzy, była przeznaczana na kampanie wyborcze polityków partii rządzącej, m.in. b. posła PiS Piotra Babiarza i minister edukacji Anny Zalewskiej.

W marcu ub.r. lider PO Grzegorz Schetyna na konferencji prasowej w Warszawie powiedział, że "wszystkie tropy, wszystkie ślady prowadzą do zaangażowania PiS w okradanie PCK i finansowanie kampanii wyborczych PiS z pieniędzy PCK", a "w wielu tych enuncjacjach pojawia się nazwisko minister Anny Zalewskiej". W odpowiedzi Zalewska nazwała kłamstwem sugestie, jakoby mogła być zamieszana w "aferę wyłudzania pieniędzy z PCK", zapowiadała też pozew przeciw Schetynie.

"GW" opublikowała w środę nowe wątki w tej sprawie. "Z dolnośląskiego oddziału PCK, którym kierowali politycy PiS wyprowadzano nie tylko pieniądze, ale także przekazywane dla ubogich jedzenie. Śledczy nie mogą doliczyć się 46 ton darów. Według świadka rozdawano je przy okazji kampanii wyborczej polityków PiS" - czytamy "GW". W rozmowie z gazetą, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus powiedziała, że w sprawie tej "w najbliższym czasie" zostanie przesłuchana Anna Zalewska.

Kropiwnicki powiedział w czwartek, że wszystko wskazuje na to, że dary przekazywane na PCK, które miały trafiać do biednych, trafiały na kampanię wyborczą polityków. "Gdy wcześniej podnosiliśmy tę sprawę, pani minister edukacji Anna Zalewska wyrażała oburzenie i groziła nam pozwami. My nie zamierzamy w żaden sposób jej obrażać, ale chcemy, by w przededniu kampanii wyborczej do PE, do którego zamierza uciekać pani minister, wyborcy dowiedzieli się jaka była rola jej, jej współpracowników i asystentów przy kradzieży materiałów z PCK" - powiedział Kropiwnicki.

Poseł PO przekonywał, że jeśli prokuratura nie ujawni danych "dotyczących roli działaczy PiS w aferze PCK, to może okazać się po wyborach, że wstyd będzie nie tylko w Polsce, ale i na całą Europę, że europoseł, były minister może mieć z tym cokolwiek wspólnego".

"Apelujemy do prokuratora generalnego, ministra Ziobry, żeby ujawnił wszystkie materiały dotyczące polityków PiS w tzw. aferze PCK, bo bez ujawnienia tego PiS nie będzie miał żadnej wiarygodności" - oświadczył. Dodał, że jeśli Ziobro nie ujawni tych dokumentów, to może to zostać "nadinterpretowane" jako sygnał, by z powodów politycznych "ukręcić" sprawę.

Kropiwnicki poinformował, że do Ziobry trafi w tej sprawie pismo PO "w trybie interwencji polskiej".

Augustynowska mówiła, że "kolejny raz o szczegółach sprawy dotyczącej afery PCK dowiadujemy się z mediów". Przekonywała, że Zalewska, mimo że sprawa jest badana przez prokuraturę i ciągnie się na Dolnym Śląsku od prawie trzech lat, dotąd nie została nawet przesłuchana i nie złożyła wyjaśnień. Podkreślała, że prasa donosi, że ubrania przeznaczane dla najbiedniejszych były kradzione, sprzedawane, a środki uzyskanie z tej sprzedaży były "wpłacane przez współpracowników prominentnych polityków, m.in. Piotra Babiarza, ale w aktach sprawy pada też nazwisko minister Zalewskiej".

Mówiła, że nadal nie wiadomo, gdzie zniknęło ponad 1 mld zł ze środków PCK i czy z tych pieniędzy finansowano kampanię wyborczą Anny Zalewskiej. "Dzisiaj dochodzą nowe wątki sprawy, okazuje się, że nie tylko ubranie były sprzedawane, ale także i paczki żywnościowe, jedzenie dla najbardziej potrzebujących - puszki, olej - były przekazywane w trakcie kampanii w Trzebnicy, w Miliczu" - powiedziała.

"Zadaję pytanie pani minister Zalewskiej: jeśli nie ma pani z tym nic wspólnego, czemu nie znalazła pani czasu, by stawić się w prokuraturze wrocławskiej i złożyć wyjaśnienia i powiedzieć, że pani udział, czy wiedza w tej sprawie jest żadna?" - dodała Augustynowska.