Prawie połowa posłów niemieckiego Bundestagu korzysta z iPadów albo innych komputerów osobistych typu tablet - napisał w środę w internetowym wydaniu niemiecki dziennik "Der Tagesspiegel", powołując się na szacunki socjaldemokratycznej polityk Ulli Schmidt.

Administracja Bundestagu traktuje tablety jako narzędzia pomagające posłom w pracy i pokrywa koszty ich zakupu, wahające się od ok. 500 do ok. 800 euro. Zagorzałym użytkownikiem iPada jest kanclerz Niemiec Angela Merkel, która dostała tablet w prezencie od byłego gubernatora Kalifornii Arnolda Schwarzeneggera.

Regulamin Bundestagu zabrania wnoszenia na salę plenarną laptopów, bo stukanie w klawiaturę oraz szum wentylatorów mógłby przeszkadzać w koncentracji. Lecz w listopadzie zeszłego roku formalnie zezwolono na korzystanie z mniej hałaśliwych tabletów. Zmiana w regulaminie była zasługą posła liberalnej FDP Jimmy'ego Schulza, który pewnego razu demonstracyjnie odczytał swoje wystąpienie z ekranu iPada. Gdy został upomniany przez przewodniczącego Bundestagu, wyjaśnił, że tablet zastępuje kartki, jest wygodniejszy oraz bardziej przyjazny dla środowiska.

"Wcześniej musiałem przynosić na posiedzenia tony papieru, a teraz wszystkie dane mam w tablecie" - powiedział Schulz, cytowany przez "Tagesspiegla". Przyznał jednak, że przemówienia nadal woli odczytywać ze zwykłych, prostszych w obsłudze kartek.

Na sali posiedzeń posłowie najczęściej używają swoich tabletów do czytania dokumentów i gazet, odpowiadania na e-maile czy poszukiwania informacji w internecie. Jak pisze "Tagesspiegel", niektórych parlamentarzystów gadżet jednak ewidentnie rozprasza: w trakcie posiedzeń Bundestagu i frakcji oglądają na ekranach tabletów zdjęcia, filmy, grają albo odwiedzają portale społecznościowe.

"W ostatnim czasie wielu posłów siedzi na swoich miejscach w śmiesznej pochylonej pozycji, bo cały czas gapią się w ekran swojego iPada" - powiedziała posłanka Lewicy Luc Jochimsen. Zdaniem chadeka Wolfganga Bosbacha niektórzy politycy uzależnili się już od swych tabletów. Gdyby im je zabrać popadliby chyba w kryzys egzystencjalny - ocenił.