W przypadku Niemiec i Francji – wraz z topniejącą wiarygodnością USA stają się one ważnym filarem obrony wschodniej flanki NATO. Rząd Friedricha Merza – po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony – najpewniej zdecyduje o przedłużeniu o trzy miesiące stacjonowania w Polsce systemu Patriot (przypomnijmy, że zastąpił on zestawy amerykańskie, po tym jak zostały one wycofane z Jasionki do południowo-zachodnich Niemiec).

Podwojona zostanie również liczba samolotów niemieckich, które pomagają strzec polskiego nieba.

Rosjanie nie przypadkiem zaatakowali Polskę najpierw kryzysem granicznym, a później w przestrzeni powietrznej. Uderzali w najsłabsze ogniwa. Operacja „Śluza” na granicy – oprócz mas ludzkich, które miały się wlać do państwa, mogła doprowadzić do głębokich podziałów w społeczeństwie i świecie polityki.

Drony to z kolei atak na piętę achillesową polskich sił zbrojnych. Bo – bądźmy uczciwi – nie mamy na razie w pełni sprawnej obrony powietrznej. Taka pojawi się za dwa do trzech lat. W tych dwóch obszarach – po sugestiach USA, że to przede wszystkim nasz problem – Niemcy są po prostu przydatni. Berlin nie chce ani migrantów przerzucanych z Białorusi, ani dronów nad państwem, w którym zainwestowali sporo pieniędzy. W tym sensie prezydent Karol Nawrocki ma platformę do szukania pól współpracy.

To, co nas z Niemcami dzieli, również dotyczy bezpieczeństwa. I znów – nie są to odszkodowania/reparacje za niemieckie zbrodnie podczas II wojny światowej. Karol Nawrocki, korzystając z dobrych relacji z Donaldem Trumpem, lobbuje za zachowaniem lub powiększeniem liczby amerykańskich żołnierzy w Polsce. Szacunki na temat tego, czy i ilu zostanie wycofanych z Europy, są obecnie prowadzone w Pentagonie. Nie jest tajemnicą, że istnieje w tym temacie sprzeczność interesów między RFN i Polską. Przed Nawrockim w Waszyngtonie był Friedriech Merz. Ważnym tematem był lobbing za pozostawieniem sił USA w Niemczech. Tym bardziej, że władze w Berlinie zamierzają wysłać 45. Brygadę Pancerną na Wileńszczyznę.

Z Francuzami mamy nie mniej istotne kwestie do doprecyzowania. Dysponują oni bronią jądrową, zatem siłą rzeczy są ciekawym partnerem do rozmowy. Każde spotkanie na wysokim szczeblu rodzi okazję do poruszenia kwestii parasola nuklearnego nad Polską i wschodnią flanką NATO. Szczególnie po podpisaniu porozumienia z Nancy. Informatorzy DGP sugerują, że istnieje do niego niejawny załącznik precyzujący kwestie broni „A”. Nie byliśmy jednak w stanie w pełni potwierdzić tej informacji. Póki co wiadomo, że czterem eurofighterom luftwaffe będą towarzyszyły trzy francuskie rafale. Akurat te maszyny mają zdolność do przenoszenia głowic nuklearnych.

Po tym, jak Donald Trump zasugerował, że wtargnięcie rosyjskich dronów mogło być błędem, każda pomoc się liczy. Każdy konkretny gest, który nie jest werbalną deklaracją wsparcia Polski, ma znaczenie. Nie można prowadzić skutecznej polityki bezpieczeństwa, abstrahując od Berlina i Paryża. ©℗