Gdybym kiedykolwiek miał poprowadzić wykład o tym, „jak nie prowadzić komunikacji kryzysowej”, afera mieszkaniowa Karola Nawrockiego byłaby jednym z ważniejszych przykładów do omówienia. Mamy do czynienia z sytuacją, w której sztab kandydata Prawa i Sprawiedliwości, pędząc w peletonie, postanowił zamknąć oczy, skręcić kierownicę, włożyć kij w szprychy, przewrócić się, a na końcu o wszystko oskarżyć głównego konkurenta, sędziego i wszystkich wokół.

Karol Nawrocki i mieszkania. Sztab sam prosił się o katastrofę

Zacznijmy od początku. Historia nie zaczęła się od poniedziałkowej publikacji Onetu, ale od internetowego wpisu Emilii Wierzbicki opublikowanego w niedzielę wieczorem. Rzeczniczka Nawrockiego w enigmatycznym tweecie przekonywała, że przygotowywany jest atak na kandydata PiS. Nie wytłumaczyła, czego dokładnie dotyczy sprawa. Stwierdziła tylko, że „Karol Nawrocki przekazał panu Jerzemu pieniądze na wykup mieszkania, które pan Jerzy obiecał przekazać Nawrockiemu za świadczoną pomoc”. W tym samym wpisie dodała, że kontakt ze starszym mężczyzną urwał się pół roku temu i do dziś nie wiadomo, gdzie jest.

To spowodowało, że pojawiły się pierwsze wątpliwości: skoro Nawrocki miał opiekować się mężczyzną, to dlaczego od kilku miesięcy nie ma pojęcia, gdzie ten się znajduje? Czy prezes Instytutu Pamięci Narodowej zawiadomił służby? Czy pan Jerzy nie potrzebuje pomocy? Kolejnego dnia Onet ujawnił, że mężczyzna od ponad roku znajduje się w domu pomocy społecznej. Gdyby nie nadgorliwość sztabu Nawrockiego i brzydka próba spalenia tematu dziennikarzy Onetu, pierwszej wpadki można było uniknąć.

Dziś wiemy, że mieszkanie nie zostało „przekazane Nawrockiemu za świadczoną pomoc”. Lokal komunalny najpierw został wykupiony od miasta przez Jerzego Ż. za ułamek wartości, a następnie – na mocy dwóch aktów notarialnych z 2012 i 2017 r. – sprzedany małżeństwu Nawrockim. Według dokumentów mężczyzna miał otrzymać za nie 120 tys. zł.

W sprawie wciąż jest jednak więcej pytań niż odpowiedzi. Powód? Niefrasobliwość kandydata. Gdy wydawało się, że sprawę na konferencji prasowej nieco rozjaśnił Przemysław Czarnek, pokazując umowy i tłumacząc, że nie było mowy o darowiźnie ani przejęciu opieki, kolejnych problemów dostarczył sam Nawrocki. Okazało się bowiem, że wbrew aktowi notarialnemu Jerzy Ż. nie otrzymał 120 tys. zł przy podpisaniu dokumentu. Jak tłumaczył w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim prezes IPN, środki miały być przekazywane w ratach przez kilkanaście lat, bo jednorazowe przekazanie tak dużej kwoty miałoby stanowić dla Ż. zagrożenie. Każda z tych wersji obciąża Nawrockiego: albo kandydat PiS skłamał w 2012 r. przed notariuszem, że zapłacił całość środków, albo nie powiedział prawdy w wywiadzie, prezentując kolejną już wersję wydarzeń.

Nieścisłości zresztą jest więcej – najpierw usłyszeliśmy, że Nawrocki przekazał Ż. 12 tys. zł, aby ten sam wykupił mieszkanie. Dokumenty, do których dotarł Onet i „Gazeta Wyborcza”, wskazują, że kandydat PiS sam dokonał wpłaty w banku. Cała ta sprawa pokazuje, że brak transparentności, półprawdy i sprzeczne wersje wydarzeń na dłuższą metę nie popłacają. Sprawę można było zakończyć w poniedziałek, gdyby Nawrocki wyszedł, przedstawił spójną wersję wydarzeń, pokazał kwity i nie kluczył w odpowiedziach na pytania. Zdecydowano się jednak na dramat w kilku aktach, który pozwolił nabrać sprawie rozgłosu. Według analiz „Polityki w Sieci” sprawa afery mieszkaniowej tylko we wtorek i w środę wygenerowała ponad 200 tys. wzmianek w serwisach społecznościowych. Średnio pojawiało się 2,5 zahaczającego o tę sprawę wpisu na sekundę.

Do gaszenia pożaru ostatecznie wykorzystano wczoraj „cel charytatywny”. – Warto pomagać drugiemu człowiekowi. Pomimo tej kampanii nienawiści, dobro zawsze zwycięży. Dlatego wczoraj ze swoją żoną podjąłem decyzję, żeby przekazać mieszkanie na cele charytatywne – przekazał wczoraj Nawrocki. Mieszkanie ma zostać przekazane „jednej z organizacji” i w kolejnych latach „służyć osobom starszym”. Jak podkreślał prezes IPN, „działał w granicach prawa”, a jego intencje względem Jerzego Ż. były „czyste”.

– Oczywiście w mojej umowie darowizny z organizacją charytatywną, z którą już jesteśmy w kontakcie, będzie jasny zapis, że pan Jerzy może z tego mieszkania korzystać do swojej śmierci – podkreślił Nawrocki.

Jedno jest pewne: sprawa niejasności wokół mieszkania kandydata przebiła się już do świadomości społecznej. O ile jej wpływ na decyzje twardego elektoratu pozostanie znikomy, o tyle może mieć kluczowe znaczenie w przypadku wyborców niezdecydowanych. A to oni zdecydują, kto w sierpniu zamieszka w Pałacu Prezydenckim.