Pytany, czy może się zdarzyć, że Marzena K. - była urzędniczka resortu sprawiedliwości, której nazwisko pojawiało się w związku z aferą reprywatyzacyjną - "będzie musiała oddać te swoje trzydzieści parę milionów”, odparł: „Nie wykluczam takiej sytuacji. I to byłaby ta sprawiedliwość, na którą ludzie czekają".
Cała rozmowa na RMF 24.