Posłowie brytyjskiej partii Pracy, którzy zagłosowali dwa dni temu w parlamencie za rządowym wnioskiem ws. nalotów na cele Państwa Islamskiego w Syrii stali się obiektem nagonki. Niektórzy z nich dostają listy i e-maile ze zdjęciami zabitych dzieci w Syrii, inni- pogróżki.

Do ministra spraw zagranicznych w labourzystowskim gabinecie cieni Hilary Benna napisano na Twitterze, że już nigdy nie będzie mógł wyjść bez obstawy na ulice swego okręgu wyborczego w Leeds. Inny poseł, Neil Coyle z londyńskiej dzielnicy Southwark, dostał tweet z ikoną noża i otrzymał ochronę policyjną. "Jestem wdzięczny policji za jej wysiłek, ale to skandal, bo wiem, jak skąpe ma środki i ci funkcjonariusze powinni być gdzie indziej" - powiedział BBC Neil Coyle i dodał, że te wydarzenia na pewno nie wpłyną na to, jak będzie głosował w przyszłości.

Niezależnie od pogróżek, sześćdziesięciu sześciu labourzystom okrzykniętym "podżegaczami wojennymi", grozi teraz cofnięcie partyjnego mandatu. Ultralewicowe kluby nowych członków Partii Pracy, tych, którzy wybrali jej obecnego lidera, Jeremy'ego Corbyna - już wcześniej planowały rozprawę z bardziej umiarkowanym skrzydłem partii.

Teraz mają konkretną listę wrogów ideologicznych i przed następnymi wyborami powszechnymi będą proponować na ich miejsce innych kandydatów na posłów.