Do kurtki i aparatu ucieczkowego dotarli ratownicy, szukający swoich kolegów po kwietniowej katastrofie.

Jak informuje rmf24.pl rzeczy leżały w ścianie wydobywczej, skąd ostatni raz, przed wstrząsem, dzwonił jeden z górników. Ratownicy weszli przez otwór, który powstał po tym, jak odpadł kawałek węglowej bryły. Najpierw przeszli przez chodnik, potem przez ścianę i dotarli do następnego chodnika. Tam zatrzymali się w miejscu, gdzie znowu jest zawał.

Do wstrząsu doszło 18 kwietnia, 16 minut po północy, 850 m pod ziemią. Zdarzenie miało miejsce w rejonie "ściany nieobłożonej", czyli tam gdzie nie było w tym czasie prowadzone wydobycie, a jedynie prace konserwacyjne.

- Podłoga korytarza poszła do góry, średnica zmniejszyła się tak bardzo, że jest ograniczony przepływ powietrza, ratownicy muszą się przebijać - powiedział rzecznik.
Górników szuka prawie 50 ratowników.

Wstrząs w kopalni "Wujek Ruch Śląsk" był jednym z najsilniejszych od lat. Według Śląskiego Obserwatorium Geofizycznego w Raciborzu miał siłę 4,2 w skali Richtera. Był odczuwalny w wielu miastach na Górnym Śląsku.

Więcej na rmf24.pl