Gdyby zamiast w 2017 roku, wyborcy mieli pójść do urn w najbliższą niedzielę, to przewodnicząca skrajnie prawicowemu Frontowi Narodowemu Marine Le Pen bez trudu pokonałaby w drugiej, decydującej turze wyborów, obecnego szefa państwa, socjalistę, Francois Hollande’a. Miałaby jednak problem z wygraniem w drugiej turze z przeciwnikiem z obozu tradycyjnej, neogaullistowskiej prawicy, tym bardziej gdyby nim był Nicolas Sarkozy, czego życzy sobie większość ankietowanych. Ale takie wyniki dotyczą drugiej tury, bo w pierwszej odsłonie liderka skrajnej prawicy wszystkich rozkłada na łopatki. Ekolodzy, centryści, skrajna lewica - muszą odejść w kąt francuskiej sceny politycznej uzyskując mizerne poparcie.
Takie wyniki to odzwierciedlenie fatalnych nastrojów społeczeństwa francuskiego gnębionego kryzysem gospodarczym, bezrobociem, podatkami i brakiem perspektyw.