Szefowie Klubów "Gazety Polskiej" zaczynają trzydniowy nadzwyczajny zjazd. Będą na nim rozmawiać m.in. o możliwości startu ich członków w następnych wyborach z list PiS. Na zjeździe miał się pojawić też sam Jarosław Kaczyński, ale - jak pisze dzisiejsza "Gazeta Wyborcza" - musi zostać w Warszawie wz. z referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz.

- Musimy się dobrze zastanowić, kogo będziemy popierać na listach PiS - mówi "Gazecie Wyborczej" Ryszard Kapuściński. I dodaje, że najlepiej, gdyby PiS wpuścił na listy ludzi z klubów. - Do nich mamy zaufanie. Będziemy przekonywać szefów regionalnych struktur PiS, by wzięli naszych ludzi - wyjaśnia.

Klubów "GP" jest 364 (w tym 54 za granicą), ich szef szacuje, że mają 10 tysięcy członków. W Prawie i Sprawiedliwości niektórzy obawiają się ich rosnącego apetytu politycznego. - Gdyby z każdej listy do Sejmu dostał się przedstawiciel środowiska KGP, w naturalny sposób zawiązaliby frakcję wewnątrz PiS, w przyszłości na tyle silną, że w razie konfliktu, po wyjściu z PiS, byliby w stanie założyć własny klub w Sejmie - przyznaje jeden z posłów PiS.

W wyborach 2011 r. część działaczy KGP dostała miejsca na listach PiS, ale nie były to miejsca "biorące".