Mariusz Szczygieł, autor reportażu w "Śliczny i posłuszny" o kobiecie, która zakatowała sześcioletniego chłopca, a dziś pracuje jako nauczycielka i ekspert MEN, napisała list do minister edukacji Krystyny Szumuilas. "Sporo w internecie niechęci wobec bohaterki, widzę jak ludzi rozpalił reportaż o niej. Obawiam się, żeby coś jej się nie stało." - czytamy w liście opublikowanym przez "Gazetę Wyborczą".

Mariusz Szczygieł w "Dużym Formacie", dodatku do "Gazety Wyborczej", opisał historię Ewy T. (inicjały zmienione), która w w 1982 r. została skazana na 15 lat więzienia za skatowanie swojego 6-letniego pasierba wojskowym paskiem. Po odsiedzeniu dziesięciu lat została zwolniona za dobre sprawowanie, a po kolejnych dziesięciu jej wyrok uległ zatarciu.

Po wyjściu na wolność Ewa T. kilkakrotnie wstępowała do zakonu, ale ostatecznie skończyła studia teologiczne i dzięki temu wykształceniu dziś oprócz matematyki uczy także religii. Od kilku lat Ewa T. jest również ekspertem Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Po opisaniu historii Ewy T. przez Szczygła w sieci zawrzało. Internauci w ciągu kilku godzin dowiedzieli się, jak naprawdę nazywa się Ewa T. i gdzie pracuje. Znaleziono nawet e-mail i numer telefonu kobiety. Pojawiła się również lawina komentarzy na jej temat, zazwyczaj obraźliwych i pełnych nienawiści.

Na publikację reportażu zareagował również minister edukacji Krystyna Szumilas, która wydała komunikat w tej sprawie. "W mojej opinii reportaż w "Dużym Formacie" stanowi podstawę do ponownego poddania ocenie publicznej zbyt liberalnych rozwiązań prawnych, które niedostatecznie chronią nasze dzieci." - napisała minister.

Autor reportażu przesłał dziś minister Szumilas list, w którym niepokoi się o bezpieczeństwo Ewy T. Oto jego pełna treść:

Szanowna Pani Minister,

bardzo dziękuję za Pani reakcję na mój reportaż. Byłem szczęśliwy, czytając Pani oświadczenie.

Piszę w innej sprawie, która mnie niepokoi. Sporo w internecie niechęci wobec bohaterki, widzę jak ludzi rozpalił reportaż o niej. Obawiam się, żeby coś jej się nie stało.

Czy ma Pani możliwość poprzez pana ministra sprawiedliwości dowiedzieć się, czy ona i jej rodzice nie potrzebują jakieś policyjnej ochrony? Chodzi o to, żeby może odpowiednie służby rozpatrzyły ich sytuację, czy jakieś zagrożenie nie występuje.

Podam chętnie adres, choć jest do znalezienia w internecie.

Być może ona sobie poradzi. Dziś oświadczyła swojej dyrektorce w Sempołowskiej, że nigdy nie miała dziecka, więc nie mogła go zamęczyć. Naprawdę. Obawiam się, że ta pani ma słaby kontakt z samą sobą.

Jeśli Pani Minister ma czas, to tutaj wklejam link do moich wyjaśnień dla czytelników, dlaczego napisałem tekst, ponieważ interwencja nie była moim głównym celem. To Gazeta nadała tekstowi ten wymiar, reklamując ten materiał:

Z szacunkiem, Mariusz Szczygieł