Jak donosi "Gazeta Wyborcza", krakowska prokuratura, po dwóch latach śledztwa, jest coraz bliżej rozwiązania zagadki zaginięcia dziennikarza Jarosława Ziętary. Problem w tym, że ma podejrzenia, ale nie ma dowodów.

Jarosław Ziętara był dziennikarzem śledczym "Gazety Poznańskiej" (wcześniej "Wprost" i "Gazety Wyborczej"). Pisał o aferach gospodarczych. Przed 20 laty zaginął w drodze do pracy. Śledztwo w sprawie jego zabójstwa prowadzi obecnie krakowska prokuratura apelacyjna.

Według "Gazety Wyborczej", prokuratura za najbardziej prawdopodobną uznaje wersję, że 24-latek zginął, bo komuś naraził się jako dziennikarz. Świadczyć o tym miałyby ostatnie przesłuchania świadków z tzw. uprzedzeniem, co oznacza, że mogli oni odmówić odpowiedzi, gdyby narażało ich to na odpowiedzialność karną. Tym samym, jeśli świadek stanie się potem podejrzanym, jego zeznania mogą być nadal dowodem w sądzie. Zdaniem dziennikarzy gazety oznaczato, że prokuratura przynajmniej podejrzewa związek tych świadków ze śmiercią Ziętary.