Detektyw Krzysztof Rutkowski oświadczył w piątek przed płockim sądem rejonowym, że nigdy nie współdziałał z porywaczami Krzysztofa Olewnika i nigdy nie przyjął od jego ojca Włodzimierza Olewnika kwoty miliona złotych. "Mam czyste ręce" - zapewnił.

Rutkowski w prywatnym akcie oskarżenia zarzuca Olewnikowi, że udzielając wypowiedzi telewizji TVN24 w październiku 2009 r., pomówił go m.in. o to, że współdziałał z porywaczami jego syna Krzysztofa, lansując wersję o samouprowadzeniu, a także nazywając detektywa "typowym oszustem", i twierdząc, że wyłudził on kwotę miliona złotych.

W piątek sąd wznowił rozprawę po przerwie ogłoszonej dwa dni wcześniej. Wtedy, a także wcześniej - w lipcu na posiedzeniu pojednawczym - Olewnik i Rutkowski uznali, że ugoda jest niemożliwa.

Podczas piątkowego posiedzenia na pytanie sądu, czy Rutkowski współdziałał z porywaczami Krzysztofa Olewnika, detektyw odpowiedział: "Nigdy w moim życiu, ani w tej sprawie, nie współdziałałem z bandytami". Na kolejne pytanie sądu, oświadczył: "Nigdy w moim życiu nie przyjąłem od Włodzimierza Olewnika miliona złotych, ani w całości, ani w ratach". Detektyw zauważył, że spotkał się z Włodzimierzem Olewnikiem dwa razy i obecne były przy tym inne osoby.

Rutkowski przyznał, że czuje się dotknięty wypowiedzią Olewnika, iż w sprawie porwania jego syna znalazł się on nieprzypadkowo. "To tak, jakbym został wynajęty nie przez rodzinę Olewników, a przez bandytów" - wyjaśnił. Na pytanie pełnomocnika Olewnika, mecenasa Bogdana Borkowskiego, czy detektyw wie dlaczego, porywacze Krzysztofa Olewnika, instruowali rodzinę, by do sprawy został zaangażowany właśnie Rutkowski, odpowiedział, że nie wie. "Wydawało mi się to bardzo dziwne" - dodał Rutkowski. Przyznał, że takie oczekiwanie porywaczy skłaniało go do rozważań, czy przypadek ten nie jest samouprowadzeniem, co brała także pod uwagę policja.

"Powiedział pan, że ma pan czyste ręce, ale czy ma pan czyste sumienie" - zapytał Rutkowskiego pełnomocnik Olewnika. "Mam czyste sumienie. Mam tylko jedną pretensję do siebie, że nie było mnie na miejscu" - odparł detektyw. Wyjaśnił, że otrzymał od siostry Krzysztofa Olewnika, Danuty Olewnik-Cieplińskiej, ustne zlecenie wykrycia porywaczy i uwolnienia uprowadzonego, mniej więcej w okresie, gdy został posłem i był zajęty obowiązkami. Rutkowski podał, że za zlecenie jego biuro wystawiło fakturę jedynie na 20 tys. zł.

Rutkowski zapewnił, że po porwaniu w Krzysztofa Olewnika w Drobinie, a także w innych miejscach, przez około półtora miesiąca działało kilku jego pracowników i współpracowników, w sumie około 10 osób. Według niego, działania te polegały m.in. na nagrywaniu rozmów z porywaczami, które potem przekazano policji i typowaniu podejrzanych, jak Robert Pazik, co potwierdziło się później - Pazik w 2008 r. został skazany na dożywocie za zabójstwo Krzysztofa Olewnika, a w 2009 r. powiesił się w płockim areszcie.

Rutkowski oświadczył, że nie ma wiedzy, by ktoś z jego pracowników przyjął pieniądze od Włodzimierza Olewnika

Detektyw zaznaczył, że jeżeli Olewnik posiadał taką wiedzę to powinien natychmiast skontaktować się z nim i złożyć zawiadomienie do policji. Przypomniał, że sam przesłał policji notatkę, gdy dowiedział się, że z jednym z jego pracowników kontaktował się informator agencji detektywistycznej Andrzej K. - pracownik został zwolniony.

Andrzej K. w 2008 r. za wyłudzenie od Olewnika pieniędzy został skazany na 3 lata więzienia. Rutkowski podkreślił, że Andrzej K. nie był nigdy pracownikiem jego agencji, a sami pracownicy mieli zakaz kontaktowania się z nim. Detektyw zauważył, że jego notatką do policji nikt się nie zajął i ktoś powinien za to odpowiedzieć.

Włodzimierz Olewnik zapowiedział, że ustosunkuje się do zeznań Rutkowskiego w oświadczeniu na rozprawie, która zostanie wznowiona 29 września. "Padło kilka kłamstw. Jestem zdenerwowany" - powiedział.

Oskarżenie Rutkowskiego wobec Olewnika wniesione pod koniec 2009 r. obejmuje zarzut pomówienia o postępowanie, które może go poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu. Grozi za to kara grzywny, ograniczenia wolności lub więzienia do 2 lat. Olewnik nie przyznaje się do winy.