36. specpułk zostanie zlikwidowany, zdymisjonowano wiceszefa MON i 13 oficerów, w tym trzech generałów Sił Powietrznych - to ogłoszone w czwartek konsekwencje raportu komisji Jerzego Millera ws. katastrofy smoleńskiej. Opinie polityków i ekspertów są podzielone.

O zmianach poinformowali premier Donald Tusk i nowy minister obrony Tomasz Siemoniak. "Jesteśmy bardzo zdeterminowani, by szybko i, jak sądzę, niebezboleśnie wdrażać rekomendacje komisji Millera" - powiedział premier. Raport wśród wielu nieprawidłowości wskazywał m.in. na niedociągnięcia w 36. splt, obsługującym loty najważniejszych osób w państwie, oraz Dowództwie Sił Powietrznych.

Zapadła decyzja o rozformowaniu, czyli likwidacji 36. specpułku. Premier uważa, że przyspiesza to coś, co było nieuchronne. Stosowne dokumenty mają zostać podpisane w najbliższych dniach. Likwidacja ma być rozłożona w czasie, a piloci i personel jednostki znajdą zatrudnienie w Siłach Powietrznych.

Dymisję złożył sekretarz stanu w MON Czesław Piątas

Zastąpił go wiceszef sejmowej komisji obrony Czesław Mroczek (PO). Będzie odpowiadał m.in. za wdrożenie zaleceń raportu. Szef MON podjął też decyzję o zwolnieniu dyrektora generalnego i dyrektora departamentu kontroli w ministerstwie. Szef Sztabu Generalnego ma przygotować informację dotyczącą zmian przeprowadzanych w wojsku w związku z pracami komisji.

W pionach odpowiedzialnych za szkolenie i bezpieczeństwo lotów zdymisjonowano 13 oficerów, w tym trzech generałów: Anatola Czabana (b. szefa szkolenia Sił Powietrznych, ostatnio asystenta szefa SG WP ds. Sił Powietrznych), Leszka Cwojdzińskiego (szefa szkolenia Sił Powietrznych) i Zbigniewa Galca (b. dowódcę Centrum Operacji Powietrznych, ostatnio zastępcę Dowódcy Operacyjnego Sił Zbrojnych).

Siemoniak podkreślił, że decyzje personalne nie mają "charakteru przypisywania odpowiedzialności karnej czy dyscyplinarnej". "To kwestia odpowiedzialności dowódców" - wyjaśnił. Podkreślił także, że wiele osób odeszło z wojska jeszcze przed publikacją raportu.

Przewozy najważniejszych osób wyłącznie w formule cywilnej

Premier zapowiedział, że przewozy najważniejszych osób w państwie z użyciem samolotów będą wykonywane wyłącznie w formule cywilnej we współpracy z PLL LOT. Latem 2010 r. MON wyczarterował od PLL LOT dwie maszyny Embraer 175 za 25 mln zł rocznie, na maksymalnie cztery lata. Zdaniem Tuska w przyszłości przewozy śmigłowcami najważniejszych osób w państwie będą realizowane prawdopodobnie przez wydzieloną eskadrę wojskową.

W specpułku zostaje segment związany ze śmigłowcami

Mroczek wyjaśnił w czwartek, że w specpułku zostaje segment związany ze śmigłowcami i będzie funkcjonował nadal. "Transport śmigłowcami na terenie kraju będzie realizowany przez dotychczasowe struktury, pilotów, cały personel 36. pułku" - dodał.

Prezes PLL LOT Marcin Piróg powiedział, że Polskie Linie Lotnicze LOT polecą w każdy rejs wyczarterowanymi przez rząd Embraerami, o ile będzie on zgodny z procedurami umożliwiającymi jego wykonanie i umową z MON. Dodał, że załogi są gotowe do obsługi lotów z VIP-ami.

Politycy różnie oceniają czwartkowe decyzje. Zdaniem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego premier "poprzez różnego rodzaju gesty, dymisje, rozwiązania, próbuje zrzucić z siebie odpowiedzialność" za katastrofę smoleńską. "Tusk powinien odejść z polskiej sceny politycznej" - dodał.

Według szefa PJN Pawła Kowala rząd pokazał, iż raport Millera niesie za sobą pewne konsekwencje, a dymisje w MON i armii "na pewno dobrze wpłyną na poczucie sprawiedliwości u obywateli".

Wziątek (SLD) nazwał decyzję o rozwiązaniu jednostki stratą jej dorobku

Szef sejmowej komisji obrony Stanisław Wziątek (SLD) nazwał decyzję o rozwiązaniu jednostki stratą jej dorobku. "Mogę to zrozumieć jako wymiar symboliczny, ale negatywnie oceniam efekt i decyzję merytoryczną" - powiedział.

Rzecznik klubu PO Paweł Olszewski uważa, że decyzje to naturalna konsekwencja raportu komisji Millera i są one dobre, bo premier i szef MON naprawiają sytuację w sposób "niezwykle konsekwentny". Bez wątpienia osoby odpowiedzialne za to, co złego działo się zarówno w specpułku, jak i w armii, poniosły konsekwencje" - dodał.

"Jeśli nie można rozformować rządu, to trzeba rozformować 36 pułk"

Także b. premier z SLD Leszek Miller, który w grudniu 2003 r. został ranny w katastrofie śmigłowca należącego do 36. splt, uważa, że dymisje w MON były konieczne. "Jeśli nie można rozformować rządu, to trzeba rozformować 36 pułk" - powiedział.

Zdaniem szefa BBN gen. Stanisława Kozieja decyzja o rozformowaniu 36. pułku to krok do zreformowania wojskowej obsługi transportu najważniejszych osób w państwie. "Można powiedzieć, że chodzi o przeformowanie pułku w inną, lepiej wyposażoną jednostkę wożącą VIP-ów, wyposażoną w lepszy, nowocześniejszy sprzęt, nastawioną (...) głównie na transport w wymiarze średniego zasięgu, przede wszystkim śmigłowcowy, ale pewnie także samolotowy krótkiego dystansu" - powiedział.

Decyzję pochwalił płk Edmund Klich

Decyzję o rozwiązaniu specpułku pochwalił też płk Edmund Klich, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i były polski akredytowany przy MAK. "W 36. pułku w zasadzie nie było już czym latać. Zlecenie cywilnym przewoźnikom obsługi lotów dla najważniejszych osób w państwie przyczyni się na pewno do ograniczenia kosztów. Także z punktu widzenia bezpieczeństwa jest to dobre rozwiązanie" - ocenił.

Jeden ze zdymisjonowanych generałów, Anatol Czaban powiedział PAP, że po 34 latach pracy w wojsku może czuć tylko żal, że został odwołany. "Nie rozpatruję już możliwości dłuższej pracy w wojsku. Natomiast sam nie rezygnowałem, bo nie czuję jakichś powodów, że można mi coś przypisać" - podkreślił. B. wiceszef MON Czesław Piątas powiedział, że złożył rezygnację, bo wykonał swoje zadanie - profesjonalizację armii - i nie łączy swej dymisji z katastrofą smoleńską.

Rozwiązanie specpułku było pochopne

Publicyści branżowi uważają, że rozwiązanie specpułku było pochopne. "Zlecanie wszystkiego przewoźnikowi cywilnemu może się odbić czkawką choćby przy okazji lotów specjalnych w miejsca, w które piloci liniowi nie są dopuszczani (...) W moim odczuciu taka jednostka jak 36. splt powinna jednak zostać utrzymana" - podkreślił redaktor naczelny "Skrzydlatej Polski" Grzegorz Sobczak.

"Nie jest potrzebna specjalna jednostka, która się tym zajmuje, ale potrzebne są specjalne statki powietrzne do obsługi najważniejszych osób w państwie i wojska. Uważam, że tego typu kraj jak Polska powinien dysponować możliwością transportu VIP-ów za pomocą samolotów poza PLL LOT" - ocenił z kolei redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej" Andrzej Kiński.

Po katastrofie samolotu Tu-154M 10 kwietnia 2010 pod Smoleńskiem formalnie na stanie 36. specpułku było osiem samolotów: jeden Tu-154M, cztery Jak-40, trzy M-28 Bryza; a także 12 śmigłowców: sześć Mi-8, pięć W-3 Sokół i jeden Bell 412 HP. Nie wszystkie maszyny były eksploatowane.