36. specjalny pułk lotnictwa transportowego pożegnał się we wtorek ze sztandarem, kończąc po 66 latach działalność. Obowiązki rozformowanego pułku uroczyście przejęła 1. Baza Lotnictwa Transportowego, w której zostały tylko śmigłowce.

Wiceminister obrony Czesław Mroczek podkreślił, że po katastrofie smoleńskiej dowódcy pułku, zabezpieczającej jego działanie 1. Bazy Lotniczej i nowo formowanej 1. Bazy Lotnictwa Transportowego przez wiele miesięcy nad poprawą bezpieczeństwa. "Była to wielka praca, z której skorzystamy. Te doświadczenia wykorzystamy we wszystkich jednostkach lotniczych sił zbrojnych" - zapewnił.

"Dzisiaj wspominamy wszystkich żołnierzy, pracowników 36. pułku, którzy przez tak wiele lat realizowali zadania. Z szacunkiem wspominamy ich wszystkich. Wspominamy też bardzo smutne zdarzenie w historii tej jednostki - katastrofę smoleńską, wszystkie ofiary tej katastrofy z prezydentem Rzeczypospolitej, żołnierzami i pracownikami tej jednostki. Z ich śmierci wyciągamy wniosek, że bezpieczeństwo jest najważniejsze" - powiedział Mroczek, który odpowiada w MON za wdrożenie zaleceń wynikających z badania katastrofy.

Pytany o przyszłość jednostki, Mroczek powiedział, że "na dzisiaj jest ona określona - wykonywanie przewozów najważniejszych osób w państwie śmigłowcami". Dodał, że decyzja, czy i kiedy kupić samoloty do tego celu, zależy od prezydenta i premiera.

Dowódca Sił Powietrznych gen. broni Lech Majewski podkreślał wkład ostatniego dowódcy pułku w wypracowanie nowych struktur organizacyjnych i nowych zasad szkolenia. Przypomniał, że pułk wykonywał loty nie tylko na potrzeby osób na najwyższych stanowiskach w państwie i armii, ale uczestniczył też w misjach humanitarnych i transplantacyjnej "Akcji Serce".

"Ostatnie 16 miesięcy to czas dużych zmian, kiedy staraliśmy się odzyskać zaufanie po strasznej tragedii 10 kwietnia. Dziś stoję przed inną jednostką niż ta, w której wydarzyła się ta tragedia" - powiedział ostatni dowódca pułku płk Mirosław Jemielniak. Zostaje on szefem oddziału bezpieczeństwa lotów w Dowództwie Sił Powietrznych.

"Doceniam wysiłek i trud każdego żołnierza i pracownika. Mój następca może być spokojny o wysoki poziom każdego realizowanego zadania z takimi współpracownikami" - mówił Jemielniak.

Dowódca 1. Bazy Lotniczej, która wraz ze specpułkiem została przekształcona w 1. bazę Lotnictwa Transportowego, płk Dariusz Sienkiewicz, chwalił wysiłek podległych mu dotychczas żołnierzy i cywilów. Swojego następcę, płk. Sławomira Mąkosę, zapewnił, że "może być spokojny o wysoki poziom każdego realizowanego zadania z takimi współpracownikami". Płk Sienkiewicz obejmie teraz stanowisko komendanta Centrum Szkolenia Sił Powietrznych w Koszalinie.

"Na nas spoczywa od dziś odpowiedzialność za dobre imię naszej jednostki. Liczę, że umiejętności i sumienna praca przyczynią się do zbudowania dobrego wizerunki 1. Bazy Lotnictwa Transportowego" - powiedział dowódca 1. Bazy Lotnictwa Transportowego płk Mąkosa. Dziękował Jemielniakowi za przygotowanie personelu nowej jednostki.

"Myślało się, że rządowy pułk w Warszawie to stabilność"

"Żal. Sporo ludzi nie znalazło pracy, myślę o kolegach z samolotów. W wojsku tak jest, że jednostki często się zmienia, ale na pewno myślało się, że rządowy pułk w Warszawie to stabilność" - powiedział dziennikarzom ppłk Marek Miłosz, pilot śmigłowca, który osiem lat temu rozbił się z premierem Leszkiem Millerem na pokładzie. "Żegnaliśmy Tupolewa, żegnaliśmy Jaczki, które odlatywały, dobrze, że do muzeum. Parę dni temu odprowadziłem do policji śmigłowiec Bell" - wyliczał. "To było 66 lat, nie można ich przekreślić jedną katastrofą. Patrząc statystycznie, w lotnictwie takie rzeczy się zdarzają, padło na nas" - dodał.

W pożegnanej uroczystości wziął udział były dowódca pułku płk rez. Robert Latkowski, który w 1995 r. od prezydenta Lecha Wałęsy przyjmował sztandar ufundowany na 50-lecie pułku.

Rozformowanie specpułku było pierwszą decyzją zapowiedzianą po objęciu teki ministra obrony przez Tomasza Siemoniaka. W nowo utworzonej jednostce do transportu osób na najwyższych stanowiskach w państwie pozostawiono jedynie śmigłowce. W najbliższym czasie 1. Baza Lotnictwa Transportowego ma otrzymać pięć nowych śmigłowców Sokół. W dalszej perspektywie - zapowiedział Mroczek - do jednostki trafią śmigłowce nowego typu.

Wycofane z pułku samoloty Jak-40 mają trafić do muzeów. Jedyny po smoleńskiej katastrofie Tu-154 przejęła Agencja Mienia Wojskowego, która przygotowuje się do sprzedaży maszyny.

Z 320 żołnierzy pułku w służbie pozostało 273, spośród nich 216 znalazło zatrudnienie w nowej jednostce. Pracę w nowej jednostce mają cywilni pracownicy, których zatrudniał rozwiązany pułk. Odejść musieli piloci samolotów, przechodząc m.in. do lotnictwa Marynarki Wojennej.

36. specjalny pułk lotnictwa transportowego im. Obrońców Warszawy działał pod tą nazwą od 1 kwietnia 1974. Rozpoczął działalność w lutym 1945 jako 6. samodzielna eskadra transportowa. W roku 1946 zmieniła ona nazwę na rządową eskadrę transportową, a rok później na specjalny pułk lotniczy, składający się z dwóch eskadr - transportowej i łącznikowej.

Swoją tradycję pułk wywodził od roku 1918 i 3. eskadry wywiadowczej. Specpułk dziedziczył też tradycję 301. Dywizjonu Bombowego RAF "Ziemi Pomorskiej", który wykonywał loty nad Warszawę w czasie Powstania.

Głównym zadaniem pułku było zapewnienie transportu powietrznego osobom na najwyższych stanowiskach. Pułk przewoził też zagraniczne delegacje przebywające w Polsce, obsługiwał m.in. wizyty papieża Jana Pawła II.

Do pułku należał Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia 2010 r. w Smoleńsku

Zginęło wówczas 96 osób - prezydent Lech Kaczyński z małżonką, członkowie rodzin pomordowanych w Katyniu, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni, osoby towarzyszące delegacji i załoga samolotu.

Poprzednia katastrofa w historii pułku wydarzyła się 28 lutego 1973 roku pod Szczecinem, gdy prawdopodobnie z powodu oblodzenia i silnej turbulencji rozbił się An-24. Zginęło wtedy 18 osób.