12 osób zginęło, a ponad 120 zostało rannych w poniedziałek po południu w wybuchu na stacji metra w centrum Mińska. Władze oceniają, że był to zamach terrorystyczny. Prezydent Alaksandr Łukaszenka oznajmił, że Białorusi "rzucono bardzo poważne wyzwanie".

Do 12 wzrosła we wtorek rano liczba ofiar śmiertelnych poniedziałkowego zamachu w metrze w Mińsku - poinformowało białoruskie MSW. Ustalono tożsamość dziewięciu z nich, w wieku od 20 do 56 lat.

Rany odniosło 149 osób, które przewieziono do czterech szpitali stolicy Białorusi.

Przez całą noc na miejscu tragedii pracowali eksperci. Według wstępnych danych w chwili, gdy na stację wjeżdżał pociąg, eksplodował materiał wybuchowy podłożony pod ławką na peronie. Po wybuchu utworzył się lej o średnicy 80 cm.

Metro w Mińsku działa, ale nie zatrzymuje się na stacji Oktiabrskaja. Podjęto wzmocnione środki bezpieczeństwa, na drugiej linii metra milicja sprawdza torby pasażerów wchodzących na stacje.

Do wejścia na stację Oktiabrskaja ludzie przynoszą kwiaty i znicze. W Mińsku ogłoszono najbliższy czwartek, 14 kwietnia, dniem żałoby, w całym kraju polecono ograniczyć wydarzenia kulturalne. Pierwsze pogrzeby ofiar odbędą się w środę.

Śledztwo w sprawie zamachu wziął pod osobistą kontrolę prezydent Alaksandr Łukaszenka. Media zwracają uwagę, że polecił bezzwłoczne postawienie przed sądem osób, u których znaleziona zostanie niezarejestrowana broń i materiały wybuchowe. "Tylko tak możemy zaprowadzić porządek" - powiedział Łukaszenka na naradzie z szefami resortów i sił bezpieczeństwa w poniedziałek wieczorem.

Wybuch nastąpił o godz. 17.54

"Dzisiaj ok. godz. 17.54 (godz. 16.54 czasu polskiego) na stacji metra Oktiabrskaja doszło do zamachu terrorystycznego" - oświadczył zastępca prokuratora generalnego Andrej Szwed, który stoi na czele grupy śledczej badającej okoliczności zdarzenia.

Nie jest jasne, czy eksplozja nastąpiła na peronie, czy w wagonie metra. Niektórzy świadkowie opisują, że słyszeli trzask i że niemal nie było ognia, ale pojawiło się dużo gęstego dymu. Ludzie, którzy wydostali się z metra, mówią o wielu pokaleczonych, niektórzy widzieli zmasakrowane ciała.

Podczas ewakuacji nie doszło do paniki, ludzie wychodzili wyjściami podziemnymi z metra, pomagając innym, którzy nie mogli iść sami. Służby ratunkowe pojawiły się krótko po tragedii. Niektórym poszkodowanym udzielono pomocy na miejscu. Do trzech szpitali przewieziono kilkadziesiąt osób. W klinice, gdzie trafiło ponad 20 najbardziej poszkodowanych, stan 11 z nich określany jest jako ciężki.

Na naradzie z szefami resortów siłowych prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oznajmił: "Rzucono nam poważne wyzwanie. Potrzebna jest adekwatna odpowiedź i trzeba znaleźć tę odpowiedź". Dodał: "Uprzedzałem was, że nie dadzą nam żyć spokojnie" i wezwał do ustalenia "komu nie spodobała się stabilność i spokój na Białorusi". Polecił również szefowi KGB "przeanalizowanie wszystkich faktów" i sprawdzenie, czy zdarzenie nie ma związku z wybuchem w Mińsku 3 lipca 2008 roku. "Być może są to ogniwa tego samego łańcucha" - powiedział.

Łukaszenka nakazał wzmocnienie środków bezpieczeństwa a ministerstwu obrony - sprawdzenie stanu w magazynach materiałów wybuchowych i amunicji. Zalecił skorzystanie z pomocy lekarzy, ekspertów i służb bezpieczeństwa Rosji.

Z podanych dotąd informacji wynika, że wśród ofiar śmiertelnych nie ma obywateli obcych państw. Ambasada RP w Mińsku powiedziała PAP w poniedziałek wieczorem, że brak informacji by wśród ofiar byli obywatele polscy.

Po pierwszych informacjach o tragedii białoruska opozycja wyraziła obawę, że wydarzenia te mogą być pretekstem dla władz do zaostrzenia kursu - powiedział PAP wiceprzewodniczący klubu parlamentarnego PO Rafał Grupiński, który przebywa w Mińsku.

W nocy z 3 na 4 lipca 2008 roku w Mińsku doszło do wybuchu ładunku domowej roboty na koncercie plenerowym z okazji Dnia Niepodległości. Rannych zostało ponad 50 osób. Doszło wówczas do zatrzymań opozycjonistów; sprawców tego zamachu dotąd nie wykryto.

Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek wydał w poniedziałek oświadczenie, w którym przekazał kondolencje rodzinom zabitych i życzył szybkiego powrotu do zdrowia rannym. Podkreślił, że przyczyna eksplozji musi zostać "w pełni wyjaśniona".