Ziobro zeznał, że po nieudanej akcji CBA w ministerstwie rolnictwa w piątek 6 lipca 2007 roku, 8 lipca rozmawiał na ten temat z Januszem Kaczmarkiem, który miał mu mówić, że "jego w tej sprawie nie ma".
"Zwrócił się do mnie, żebyśmy ustalili, że jego w tej sprawie nie ma. Uzasadnił to tym, że nie miałem prawa przekazać mu tej informacji, że byłoby lepiej dla mnie, żebym zapomniał, że go informowałem" - podkreślił.
Ziobro zapewnił, że nie zgodził się na tę propozycję. "Sytuacja wydała się kuriozalna, że minister spraw wewnętrznych namawia mnie, żebym składał fałszywe zeznania, skoro wie, że sprawa jest prowadzona" - tłumaczył.
"Janusz strzelił z ucha"
Ziobro zeznał, że relacjonował rozmowę z Kaczmarkiem m.in. wiceprokuratorowi generalnemu Jerzemu Engelkingowi i szefowi CBA Mariusza Kamińskiemu. Engelking - według b. ministra sprawiedliwości - miał mu powiedzieć, że sądzi, że "Janusz strzelił z ucha". "To sformułowanie, którego używa się w gwarze służb w sytuacji, kiedy mamy do czynienia z przeciekiem" - mówił.
Ziobro przekonywał, że były dowody wskazujące, że o akcji CBA w ministerstwie rolnictwa poinformował ówczesnego szefa tego resortu Andrzeja Leppera poseł Samoobrony Lech Woszczerowicz. Podkreślił, że świadczą o tym m.in. zeznania funkcjonariusza BOR, który stwierdził, że Andrzej Lepper powiedział mu, że "poseł Oszczerowicz" przekazał mu informację o akcji CBA.
Ziobro zaznaczył, że po zeznaniach funkcjonariusza BOR i przeprowadzonej następnie kontroli rozmów telefonicznych Woszczerowicza zaczęto badać wersję przecieku, według której o akcji CBA Andrzeja Leppera uprzedził ówczesny szef MSWiA Janusz Kaczmarek - przez Woszczerowicza i biznesmena Ryszarda Krauzego.
Ziobro: o śledztwa ws. Lipca miałem ogólne informacje
Były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro (PiS) powiedział w czwartek przed komisją śledczą ds. nacisków, że nie zajmował się śledztwem ws. ministra sportu w rządzie PiS Tomasza Lipca i miał na ten temat jedynie "ogólne informacje".
Tomasz Lipiec był oskarżony m.in. o uzależnienie wykonania czynności służbowych od otrzymania korzyści majątkowej, przekroczenie uprawnień, podżeganie do poświadczenia nieprawdy w dokumentach mających znaczenie prawne oraz oszustwo. Według mediów Lipiec miał być zatrzymany jeszcze przed październikowymi wyborami w 2007 r., ale miała się temu przeciwstawić ówczesna szefowa warszawskiej prokuratury okręgowej Elżbieta Janicka, mówiąc podwładnym: "Jeśli dojdzie do zatrzymania Lipca, to was puknę". Ona sama zaprzecza, ma jednak już zarzuty dyscyplinarne.
"Sprawa Centralnego Ośrodka Sportu nie była przedmiotem mojego szczególnego zainteresowania. (...) W tym postępowaniu nie podejmowałem żadnych decyzji" - podkreślił Ziobro. Dodał, że nie pamięta, żeby zapoznawał się z protokołami zeznań Tomasza Lipca.
Ziobro mówił też, że nie pamięta, aby rozmawiał z Elżbietą Janicką na temat Lipca.
Ziobro tłumaczył, że nie było nic niezwykłego w tym, że osoby zajmujące się sprawą afery gruntowej miały specjalne telefony. Zeznając przed komisją prok. Andrzej Szeliga potwierdził, że on, jak i Janicka, dysponowali specjalnym telefonem - "Nokią na kartę" - który miał zapobiegać podsłuchom. Szeliga mówił, że dostał go, aby "bez obawy podsłuchu" komunikować się w sprawie wyjaśnienia źródeł przecieku w aferze gruntowej. Przyznał, że wśród 10 osób posiadających taki telefon byli także ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i prokurator krajowy Dariusz Barski.
"Zdecydowaliśmy się na miarę bardzo niedoskonałych możliwości technicznych, jakie stwarza polskie państwo, stworzyć możliwość komunikacji pomiędzy osobami, które były bezpośrednio zaangażowane w sprawę związaną z przeciekiem. Wynikało to z operacyjnych informacji, które do nas dotarły, które uprawdopodabniały możliwość, że osoby trzecie mogą chcieć mieć dostęp do wiedzy, jakie czynności śledcze i operacyjne są podejmowane, żeby wykryć sprawców przecieku" - tłumaczył Ziobro.